Site icon Portal informacyjny STRAJK

Grabarczyk tym razem odchodzi

Znany z nieprzeciętnej urody i przynależności do „spółdzielni” minister Cezary Grabarczyk po trzech dniach walki podał się do dymisji.


Afera wokół Grabarczyka wybuchła, kiedy wyszło na jaw, że trzej wysocy rangą policjanci z Łodzi dostali zarzuty w związku z wydawaniem VIP-om zezwoleń na broń na lewo. Jedną z uhonorowanych w ten sposób ważnych osób okazał się być minister sprawiedliwości.

Potem sprawa potoczyła się z dynamiką kuli śniegowej. Obrońcy Grabarczyka przekonywali, że nawet jeśli rzeczywiście otrzymał zezwolenie na broń bez wymaganego przez prawo egzaminu praktycznego – to wina leży po stronie policjantów, którzy tego egzaminu nie wyegzekwowali. Jednak radio RMF FM ujawniło, że minister podpisał protokół z egzaminu, który nie miał miejsca – co oznacza, że świadomie posługiwał się nielegalnym dokumentem, co z kolei wyczerpuje znamiona art. 273 kodeksu karnego. Na domiar złego, to samo radio ustaliło, że prowadzący postępowanie prokurator Krzysztof Drygas z prokuratury okręgowej w Ostrowie Wielkopolskim został odsunięty od sprawy, kiedy chciał postawić Grabarczykowi zarzuty. Przełożeni Drygasa zapewniali, że zmiana prokuratora nie miała nic wspólnego z osobą ministra sprawiedliwości, chodziło wyłącznie o „błędną taktykę zbierania materiału dowodowego i jego oceny” – ale zapewnienia te nikogo nie przekonały.

W środę późnym wieczorem na stronie internetowej Ministerstwa Sprawiedliwości pojawiło się oświadczenie: „Nie może być wątpliwości co do osoby pełniącej funkcję Ministra Sprawiedliwości” – napisał Cezary Grabarczyk – „Moja rezygnacja leży w interesie Państwa i wymiaru sprawiedliwości”.

To ostatnie, jakże trafne zauważenie, dowodzi, iż Grabarczyk jest jednak zdolny douczenia się na własnych błędach. Kiedy po raz pierwszy pełnił funkcję ministerialną – kierował resortem infrastruktury w pierwszym rządzie Tuska – opozycja trzykrotnie składała w Sejmie wnioski o jego odwołanie. Szczególnie szerokim echem odbił się wniosek SLD z początku 2011 r. Lewica domagała się odwołania ministra w związku z tragicznym chaosem, jaki spowodowało wprowadzenie nowego rozkładu jazdy, który sparaliżował kolej, zostawiając setki pasażerów na lodzie – w przenośni i dosłownie, bo rzecz miała miejsce w grudniu. Większość koalicyjna obroniła wówczas swojego ministra, a koleżanki klubowe w geście triumfu wręczyły powabnemu Cezaremu mu wielki bukiet kwiatów, co spotęgowało wściekłość ludzi, słusznie obciążających go polityczną odpowiedzialnością za rozkładowa katastrofę. Grabarczyk najwyraźniej wyciągnął wnioski z tamtego faux pas, skoro zdecydował się odejść sam i nie drażnić wyborców – choć ewidentnie mógł to zrobić trzy dni wcześniej.

Acz nie brakuje i takich, którzy twierdzą, że dymisja Grabarczyka to efekt wewnętrznej walki w PO – że rosnący w siłę Grzegorz Schetyna wykańcza kolejnych przeciwników, którzy mogliby stanąć na jego drodze do fotela premiera.

Exit mobile version