38-letnia Avin Ifran Zahir, uchodźczyni z irackiego Kurdystanu, zmarła w hajnowskim szpitalu. Kobieta próbowała przez Białoruś dotrzeć do Europy razem z mężem i pięciorgiem dzieci. Była w ciąży.
12 listopada wolontariusze z grupy Medycy na Granicy otrzymali prośbę o pomoc od grupy kurdyjskich migrantów. Na miejscu stwierdzili, że ok. 40-letnia kobieta znajduje się w stanie bezpośredniego zagrożenia życia. Była głęboko nieprzytomna, dwa dni wcześniej wpadła do wody. Medycy przetransportowali uchodźczynię do szpitala. W tym samym czasie jej bliskich zabierała już Straż Graniczna: mąż z pięciorgiem dzieci został przewieziony do ośrodka, jego brata wypchnięto na Białoruś.
Była w ciąży
Avin Ifran Zahir miała pięcioro dzieci i była w piątym miesiącu kolejnej ciąży. Już w szpitalu poroniła. Lekarze oceniali jej stan jako krytyczny. Kobieta musiała być dializowana; jej stan się nie poprawił. W sobotę 4 grudnia zmarła.
Jej rodzina – mąż Murad i sześcioro dzieci w wieku od siedmiu do szesnastu lat – pozostaje w domu otwartym Fundacji Dialog. Sprawą śmierci Kurdyjki ma zająć się prokuratura, trudno jednak spodziewać się, by za tragedię rodziny ktokolwiek odpowiedział.
Iraccy Kurdowie uciekają z ojczyzny przed nędzą i powszechną przemocą. Region rządzony jest faktycznie przez rodziny Barzanich i Talabanich, które dzielą się strefami wpływów. Demokracja jest iluzją, osobom, które sprzeciwiają się wpływowym klanom, zagraża nawet śmierć, ci zaś, którzy nie mają odpowiednich koneksji i związków rodzinnych, nie mogą liczyć na przyzwoitą pracę. Protesty społeczne, ostatnio demonstracje studentów, są tłumione. Zachodnią część Kurdystanu dodatkowo regularnie ostrzeliwuje Turcja, dążąc do zniszczenia oddziałów partyzantki walczącej o niepodległy Kurdystan. Polska, ale też Unia Europejska nie bierze pod uwagę tych okoliczności, traktując Irak jako kraj, w którym wojna się skończyła.