Pod parlamentem w Atenach, gdzie posłowie debatowali nad projektem rządzącej prawicy w sprawie wprowadzenia patroli policyjnych na uczelnie, studenci nie wahali się złamać przepisów sanitarnych, by się tłumnie zebrać i zaprotestować. Doszło do bitew ulicznych z policją: studenci użyli m.in. butelek z benzyną, a policja gazów łzawiących i granatów hukowych. Są dziesiątki aresztowanych. Złamanie autonomii uniwersytetów jest jednym z celów lokalnej prawicy.
Tysiące studentek i studentów protestują na ulicach przeciw zamiarom rządu Nowej Demokracji od prawie miesiąca, w każdy czwartek, po decyzji premiera Kyriakosa Mitsotakisa o „wzmocnieniu ochrony szkół wyższych”. Ustawa, nad którą toczy się debata, zezwala policji na stałe przebywanie na terenach uczelni; dziś właśnie została przegłosowana. „Chcemy milionów dla uniwersytetów i na badania, a nie na policję” – skandowali studenci pod parlamentem. Do podobnej manifestacji doszło w Salonikach.
Zdaniem premiera Mitsotakisa, nowa ustawa jest konieczna „do walki przeciw grupkom skrajnej lewicy, czy anarchistów, które regularnie prowadzą działania z użyciem przemocy na uczelniach”. Opozycyjna Syriza ocenia ten pomysł jak najgorzej, jako antydemokratyczny i anulujący uniwersytecką samorządność. Do tej pory policja mogła wejść na teren szkół wyższych tylko na prośbę konkretnego rektoratu. W Grecji to delikatny temat – uczelnie są żywe politycznie, a wszyscy pamiętają utopienie we krwi studenckiej rebelii przeciw wojskowej dyktaturze w 1973 r.
Przeciw ustawie protestują nie tylko studenci. Powstała międzyuczelniana petycja, gdzie pracownicy naukowi wyrażają swą opozycję wobec ustawy, która ich zdaniem może być jedynie zarzewiem konfliktów i represji. „W rzeczywistości chodzi o atak przeciw badaniom, ideom, ruchowi umysłowemu: ten rząd chce kontrolować życie akademickie” – mówiła dziennikarzom Lida Papastefanaki, profesor historii gospodarczej i społecznej na Uniwersytecie w Joanninie.