Miało być gładko i bezproblemowo. Pod ochroną Frontexu Grecja miała odsyłać uchodźców do Turcji, a europejscy notable mieli już mieć spokój. Udało się im go zapewnić tylko na jeden dzień.
Wczoraj z wysp Chios i Lesbos do Turcji odpłynęły dwie łodzie, a na nich 200 migrantów uznanych za niespełniających kryteriów kwalifikujących do uzyskania azylu. Już dzisiaj jednak greckie władze poinformowały, że kolejnych deportacji na razie nie będzie. Przyznały, że zdecydowana większość migrantów, którzy po 20 marca zostali wysłani do przejściowych obozów na greckich wyspach, złożyła wnioski o azyl. A rozpatrzenie trzech tysięcy wniosków od obywateli kilkunastu różnych państw, najczęściej bez żadnych dokumentów, mówiących siedemdziesięcioma różnymi językami, potrwa dłużej niż dzień lub dwa. Szefowa greckich służb azylowych Maria Stawropulu zauważyła przy tym, że Unia Europejska nadal zachowuje się tak, jakby nie zdawała sobie sprawy z powagi sytuacji. Nie chodzi już tylko o przyjmowanie Syryjczyków, którzy mieli przyjechać z Turcji w miejsce uchodźców wyrzuconych, ale nawet o urzędników migracyjnych, którzy mieli zjawić się w Grecji i wesprzeć miejscowe organy w rozpatrywaniu indywidualnych spraw przybyszów. Miało ich przyjechać 400 – na razie pojawiło się trzydziestu.
W takich warunkach dramatycznie rośnie prawdopodobieństwo nowej katastrofy humanitarnej. W niektórych obozach przejściowych jest już o kilkaset osób więcej, niż zakładano przy ich otwieraniu. W tragicznych warunkach przebywają nawet dzieci i kobiety w ciąży. Dla mieszkańców obozów zaczyna brakować nawet żywności. Nic dziwnego, że ich mieszkańcy, którzy liczyli, że ucieczka przez morze ocali ich przed wojną i nędzą, stają się coraz bardziej zdesperowani. W obozie na Lesbos, gdzie uchodźcy czekają na rozpatrzenie wniosków azylowych, doszło dziś rano do pokojowego protestu. Kilkadziesiąt osób domagało się zwolnienia z obozu. Wczoraj, gdy z tej samej wyspy ruszały do Turcji łodzie z niepożądanymi migrantami przeciwko niehumanitarnemu postępowaniu Unii Europejskiej protestowali natomiast mieszkańcy.