W obozie dla uchodźców Moria na wyspie Lesbos zmarła trzecia osoba w ciągu tygodnia, był to 20-letni obywatel Pakistanu. Mimo mrozu i opadów śniegu, ludzie wciąż mieszkają w namiotach.
„Współlokator” młodego Pakistańczyka, który dzielił z nim namiot, jest obecnie w stanie krytycznym, nie wiadomo, czy przeżyje. Przyczyną śmierci mężczyzny są fatalne warunki – w Morii, gdzie mieszkają ponad 3 tys. ludzi, wciąż stoją namioty, teraz rozbite w śniegu. W tym samym obozie w ciągu ostatniego tygodnia zmarło także dwóch innych mężczyzn, 22-letni Egipcjanin i 46-letni Syryjczyk, którzy według medialnych doniesień mieli zatruć się gazem, którym próbowali ogrzewać schronienie; wersji tej nie potwierdzają władze obozu.
Yannis Mouzalas, grecki minister ds. migracji, zlecił śledztwo w sprawie zgonów w Morii, nie ma jednak wątpliwości, że przyczyną tragedii są fatalne warunki życiowe, panujące zarówno na Lesbos, jak i w wielu innych miejscach w całej Grecji, gdzie utknęło ponad 60 tys. osób, które szukały w Europie lepszego życia, uciekając przed politycznymi prześladowaniami, wojną, terroryzmem i nędzą. Nie są w stanie wyruszyć dalej na północ, bo bałkańskie kraje zamknęły swoje granice, nie mogą i nie chcą wracać do krajów pochodzenia. ONZ, grecki rząd i organizacje humanitarne przerzucają na siebie odpowiedzialność za to, że mimo dość dużych środków nie udało się przygotować obozów do zimy i w wielu miejscach, podobnie jak w Morii, całe rodziny żyją w rozbitych na śniegu namiotach.
– Nie wiemy na razie, co spowodowało śmierć tych trzech mężczyzn, wiemy jednak, że tysiące ludzi na greckich wyspach umierają z zimna w wyniku fatalnej polityki migracyjnej Unii Europejskiej, która odmawia ochrony ich życia i godności – mówi z goryczą Gauri van Gulik z Amnesty International.