Nie przestają mnie zadziwiać liberałowie. Marszałek Senatu Tomasz Grodzki na imprezie Campus Polska Przyszłości przedstawił młodym w znakomitej większości widzom swoją receptę na uzdrowienie polskiego systemu opieki zdrowotnej. Prosta dość: należy zmniejszyć liczbę szpitali w Polsce z 947 do 130. Taką kuracje zaordynował pan doktor.
I rzecz nie w tym, że podane liczby mogą szokować. Może marszałek Grodzki ma jakieś poważne analizy, z których w sposób żelazny wynika, że 130 szpitali potrafi zapewnić opiekę lekarską każdemu potrzebującemu obywatelowi. Każdemu, niezależnie od jego statusu majątkowego, społecznego i miejsca zamieszkania. Osobiście sądzę, że będzie to niezmiernie trudne, ale może nie mam wystarczającej wiedzy. Istotnie, Polska, ze swoimi 6,6 łóżka na 1000 mieszkańców jest na wysokim, trzecim miejscu. Jest w niezłym towarzystwie: Austrii (7,4), Węgier (6,9), Czech (6,6), Litwy (6,08), Francji (6.0) Niemiec (6,0). Dania, na którą z zachwytem powołuje się Grodzki jest niemal na końcu listy krajów UE – 2,5 łóżka. Może efektywność systemu opieki zdrowotnej w Polsce znacząco by się zwiększyła, gdyby szpitali było mało. Nie wiem, jeszcze raz powtórzę.
Jednak trzeba być kompletnie wypranym z politycznego instynktu samozachowawczego, by mówić publicznie takie rzeczy, będąc (mam nadzieję) świadomym, że jego słowa traktowane są jako część programu opozycji. Powiedział Grodzki swoja kwestię do widzów, akceptujących jego program i postrzeganie świata. Ale usłyszeli je wszyscy. Szczególnie mieszkańcy wsi i małych miasteczek. Grodzki opowiada o likwidacji szpitali wiedząc, że jego formacja kojarzona jest jednoznacznie ze zwijaniem państwa we wszystkich jego wrażliwych funkcjach: opieki zdrowotnej, bezpieczeństwa (likwidacja kolejnych posterunków policji), oświaty i możliwości przemieszczania się. Ludzie w dużych ośrodkach miejskich nie zdają sobie sprawy z zasięgu tych zjawisk i z dotkliwych niedogodności dla ludzi z prowincji. A ci ostatni to pamiętają dokładnie. Pamiętali wtedy, gdy głosowali na PiS, kończąc aspołeczną politykę PO i pamiętają dzisiaj. Tym bardziej, że pisowska propaganda bez pardonu wykorzysta słowa Grodzkiego. Trudno się zresztą im dziwić – gdy przeciwnik polityczny chce wyskoczyć z okna, trzeba mu je otworzyć.
To już kolejny raz, kiedy będziemy się wszyscy zastanawiać, jak to jest możliwe, że opozycja niczego się nie uczy przez te lata. Jakby nie rozumieli, skąd wziął się sukces kolejnej kadencji PiS i wciąż utrzymującej się przewagi w sondażach. Podniecanie się, że po pojawieniu się Tuska w przestrzeni publicznej, opozycja prawie dogoniła partię rządzącą, po takich fikołkach, jakie zaprezentował Grodzki, może stać się miłym wspomnieniem.
Trudno ode mnie wymagać, bym przejmował się skłonnościami do samounicestwienia liberalnej opozycji. Jednak szybkość postępowania tego procesu szokuje.