Premier Gruzji obiecuje „reformy na wielką skalę”, marszałek parlamentu musiał złożyć stanowisko, a protestujący pod wodzą partii Micheila Saakaszwilego zapowiadają kolejne zgromadzenia. Chociaż prezydent kraju prosi ich, by tego nie robili, bo na antyrosyjskich zamieszkach korzysta ponoć… Rosja właśnie.
Gwałtowne rozruchy w Gruzji zaczęły się 20 czerwca – według większości medialnych doniesień impulsem dla ich wybuchu była sytuacja, do której doszło podczas posiedzenia Międzyparlamentarnego Zgromadzenia Prawosławnego (organizacji zrzeszającej członków parlamentów utożsamiających się z tym chrześcijańskim wyznaniem). Gruzini, którzy gościli tegoroczne posiedzenie, nie mogli znieść widoku rosyjskiego wiceprzewodniczącego Dumy Siergieja Gawriłowa na fotelu przewodniczącego zgromadzenia i przemawiającego po rosyjsku. Na wezwanie gruzińskich polityków związanych z opozycją w centrum Tbilisi zebrało się kilkadziesiąt tysięcy osób, które ruszyły wręcz do szturmu na parlament. Policja zareagowała jednak bardziej niż stanowczo, używając armatek wodnych i gumowych kul, wskutek czego kilkudziesięciu protestujących odniosło obrażenia.
Demonstracje, choć już nie tak dramatyczne, miały miejsce również w kolejnych dniach. Wybrzmiewały na nich jednoznaczne hasła antyrosyjskie – przypominano nie tylko poparcie Rosji dla odrębności Abchazji i Osetii Południowej, ale i domagano się walki z rosyjskimi wpływami w życiu politycznym Gruzji (chociaż, jak zauważa polski Ośrodek Studiów Wschodnich, Moskwa nie dysponuje w rzeczywistości narzędziami do bezpośredniego ingerowania w tym państwie). Na czele protestów stoją partie proeuropejskie i liberalne – Zjednoczony Ruch Narodowy, czyli ugrupowanie Micheila Saakaszwilego oraz Europejska Gruzja, czyli rozłamowcy z tejże partii.
W ocenie wielu komentatorów ugrupowania te starają się skanalizować w korzystnym dla siebie kierunku gniew Gruzinów, zwłaszcza młodych ludzi, zmęczonych wszechobecną korupcją, bezrobociem i niskim poziomem życia. Rządy partii Gruzińskie Marzenie, z której wywodzi się premier Iwaniszwili (wcześniej prezydent) budzą faktycznie rozczarowanie coraz większej liczby obywatelek i obywateli. Saakaszwili dostrzegł najwyraźniej szansę, by znowu stać się głównym rozgrywającym w swojej ojczyźnie, a mocna ekspozycja antyrosyjskich haseł podczas demonstracji ma zapewnić, na wszelki wypadek, poparcie Zachodu – by nikt nie miał tam wątpliwości, że protest nie jest „podejrzany”.
Prezydent Gruzji Salome Zurabiszwili wezwała do spokoju i powstrzymania się od przemocy. Premier Iwaniszwili obiecał demonstrantom, którzy byli na ulicach również wczoraj, szeroko zakrojoną reformę parlamentarną. W Gruzji mają zagościć „standardy europejskiej demokracji” – a to dzięki likwidacji osławionych JOW-ów, wybieraniu wszystkich deputowanych według ordynacji proporcjonalnej i to bez progu wyborczego dla partii. Nietrudno się domyślić, że przy poważnych problemach gruzińskiej gospodarki, w dużej mierze uzależnionej od dochodów z turystyki, są to raczej ruchy pozorowane niż przełomowe zmiany. Dla obłaskawienia protestujących zapowiedziano również szczegółowe śledztwo w sprawie użycia przemocy przez policję pacyfikującą demonstrantów. Tymczasem Micheil Saakaszwili żąda, by natychmiast podał się do dymisji minister spraw wewnętrznych i wzywa do przedterminowych wyborów.
The Prosecutor’s Office of #Georgia has launched an investigation into allegations of abuse of power by riot police against protesters on 20–21 June in #Tbilisi. They called on the public to come forward with evidence of misconduct to help the investigation. #TbilisiClash pic.twitter.com/CWz7uTvzTa
— OC Media (@OCMediaorg) 24 czerwca 2019
Rosja odpowiedziała na protesty, zawieszając wszelkie połączenia lotnicze do i z Gruzji – a to oznacza dla Tbilisi znaczący spadek wspomnianych już niezwykle istotnych dochodów z ruchu turystycznego. W tym roku, przed wybuchem zamieszek, w Gruzji zdążyło wypocząć pół miliona Rosjan, a sezon dopiero się rozpoczynał. Komentując wypadki w Tbilisi minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow zauważył również, że państwa zachodnie nie uznały za stosowne skomentować, ani tym bardziej potępić, szowinistycznych haseł wznoszonych przez demonstrantów. Zasugerował ponadto, że wystąpienia w południowokaukaskim państwie zostały wprost zainspirowane z zewnątrz.