Imponującą bazylikę w Stambule ogołocono z jej ochronnej, muzealnej neutralności. Znowu będzie świątynią, co było marzeniem prezydenta Recepa Erdogana, od kiedy doszedł do władzy 17 lat temu. Turecki przywódca pragnął „przywrócić” starochrześcijańską bazylikę Mądrości Bożej muzułmanom, gdyż osmański sułtan Mehmed II Zdobywca podbił Konstantynopol w XV w., więc jest turecki. Było to ok. tysiąc lat po powstaniu budynku, a wierni się wykruszyli, więc Mehmed zrobił z Hagia Sofia meczet. Inny wielki Turek Mustafa Kemal Atatürk w 1934 r. chciał zrobić gest otwarcia wobec świata i przekształcił świątynię-symbol w dostępne dla wszystkich muzeum. Recep Erdogan woli być raczej Mehmedem Zdobywcą, niż Atatürkiem.
Imperium Osmańskie rozpadło się w wyniku I wojny światowej i własnej sklerozy. Pod koniec było to rozległe, mocno zacofane państwo przeżarte korupcją i ceremonialną religią. Mimo to Erdogan patrzy z czułością na mapę dawnego imperium, gdy cały wschodni i południowy basen Morza Śródziemnego należał do Turcji. Marzenia o dawnej potędze stały się powoli częścią polityki historycznej i polityki tout court: Erdogan wysyła armię do Syrii i prowadzi wojnę w Libii, a na zachodzie prasa nazywa go „sułtanem” z ironią. Symboliczne przejęcie Hagia Sofia przez Erdogana to ukoronowanie jego polityki islamizacji kraju, długiego tworzenia monolitu narodowego na bazie wiary.
Oczywiście rozległy się na świecie głosy sprzeciwu, ale niezbyt głośne, bo w końcu zabytek jest prawosławny, wschodni, jakby mniej ważny. Waszyngton wyraził „rozczarowanie” decyzją prezydenta, Paryż „żal”… Najbardziej zdenerwowało to chyba Greków. Tamtejsza minister kultury Lina Mendoni uderzyła w wyższe tony: „To prowokacja wobec cywilizowanego świata!”, „Nacjonalizm prezydenta Erdogana cofa jego kraj o sześć wieków” – krytykowała. Wszystkie chrześcijańskie Kościoły wschodnie potępiły ponowne przekazanie świątyni islamskim wiernym.
Kto daje i zabiera… Atatürk w 1934 r. przekształcając bazylikę w muzeum chciał oferować „prezent dla całej ludzkości”, a odebranie prezentu źle wygląda. Władze tureckie zapewniają, że świątynia niejako pozostaje prezentem, będzie ją można zwiedzać. Tyle, że właściciel się zmienił. Wytykanie Turcji tego obciachu wkurzyło Erdogana, dziś głośno odrzucił wszystkie potępienia międzynarodowe. „Ci, którzy nigdy nie występują przeciw islamofobii w swoich krajach, atakują teraz turecką wolę stosowania swych suwerennych praw”.
Erdogan zrobił dobrze swemu konserwatywnemu elektoratowi, bo Turcja ciągle jeszcze jest republiką i obowiązują wybory. Kryzys gospodarczy drąży kraj, więc marzenia o silnym imperium mają mu pomóc: „Podjęliśmy tę decyzję nie dlatego, że ktoś coś mówi, tylko dlatego, że mamy prawo, jak w Syrii i Libii” – mówił prezydent, jak Zdobywca. Czyli Turcja może robić, co chce, na podstawie nadanego sobie prawa. To wszystko już było przerabiane i ciągle się powtarza. Budynkowi raczej nic się nie stanie, ale gdzie indziej Turcja robi się agresywna, a każda jej sprawa jest „święta”. Jeszcze trochę i będzie krajem niebezpiecznym.