Site icon Portal informacyjny STRAJK

Hienologia

Nie będzie odkrywczą refleksja, że komentarze w internecie pod informacjami dotyczącymi wczorajszego pożaru wysokościowca w Londynie są przerażające. Ale wszystkie reakcje „a niech płoną islamskie małpy” ani nie biorą się znikąd, ani też „nie były w nas od zawsze”. Są wynikiem przyuczania ludzi do bezduszności.

Uważnie prześledziłam wczoraj „specjalne wydanie” programu na TVN24 poświęconego katastrofie Grenfell Tower. Bardzo mało mówiło się o cierpieniu ludzi, o samych ofiarach, unikano drastycznych scen, można by niemal pomyśleć, że żadnych ludzi nie było w środku. Były kadry pokazujące z odległości budynek z oknami, z których buchał ogień, były wypowiedzi ekspertów, rozważania na pograniczu architektury i planowania. Bardzo ciekawie, sprawnie zrobiony program popularnonaukowy. Żeby nie było, że tak zupełnie bez żenady sprzedajemy produkt rozrywkowy, mniej więcej co 50 neutralnych ujęć pojawiało się takie mające chwycić za serce: płaczących krewnych lub wystającej z okna ręki machającej ręcznikiem w bezradnej, ostatniej prośbie o pomoc. Gdyby tych ujęć było więcej, nie dalibyśmy rady obejrzeć „wydania specjalnego”. Trzeba więc było te niewygodne emocje zminimalizować, aby dało radę przełknąć całość. To właśnie nazywam hienologią. Prawdziwie imponującą jej dawkę media zaserwowały nam m.in. 10.04.2010.

Nie myślimy już ani o Smoleńsku, ani o pożarze londyńskiego bloku na podstawowym rejestrze przerażenia, cierpienia, które spotkało niewinnych ludzi. Kiedy wydarzyła się katastrofa Tupolewa, mieszkałam za granicą. Wiadomości dotarły do mnie z opóźnieniem. Pierwszą moją reakcją było przerażenie, połączone z żalem i ogromnym współczuciem. Pomyślałam, że jest to tragedia na tak ogromną skalę, że nikt nie odważy się nigdy uczynić z tego politycznego narzędzia. Po prostu się nie godzi. W straszny sposób zginęli ludzie. Dwa dni później rozpętała się w internecie awantura o Wawel i nie miałam już złudzeń.

Wtedy też karmiono nas spektaklem, który ma nam podnieść poziom hormonów, wywołać ekscytację na poziomie plotkarsko-sensacyjnym, ma sprawić, że docenimy swój wygodny fotel i ciepły koc i obetrzemy z ulgą czoło: „dobrze, że mnie to nie spotkało”. Ale w mistrzowski sposób unika się sedna. Stąd, karmieni papką, która odhumanizowuje ofiary lub w ogóle spycha je na drugi plan, tak chętnie komentujemy. Wchodzimy w tę narrację „mediów informacyjnych”.

Dzięki hienologii jesteśmy w stanie oglądać bieżące informacje o wojnach i konfliktach zbrojnych. Kiedyś znieczulenie serwowano tylko żołnierzom mającym iść na front i spełnić swoje zadanie (dziś wszyscy jesteśmy takimi żołnierzami). Nie można było dostrzec we wrogu człowieka, bo wtedy żołnierz stawał się niezdatny do użytku. Bardzo porusza mnie odcinek amerykańskiego serialu „MASH” o lekarzach w szpitalu polowym w latach 60. podczas wojny w Korei. Pewnego dnia do szpitala trafił pilot bombowca. Twierdził, że jest Jezusem. Odmówił zrzucania bomb. „Jeszcze niedawno nazywał się pan XY i latał pan B-29. I zrzucał bomby” – cierpliwie tłumaczył mu psychiatra, podejrzewając, że pacjent symuluje. „Na ludzi?” – zdziwił się Jezus. „Na wroga!” – poprawił go lekarz. „Nie mógłbym tego robić. Kocham wszystkich ludzi”. „Nawet północnych Koreańczyków?”. „Są moimi dziećmi. Czy krzywdziłbym własne dzieci?”. Ostatecznie pacjent z żółtymi papierami został odesłany do domu, ale młody, naiwny kapral pod koniec odcinka poprosił rzekomego Jezusa o błogosławieństwo, czym zasiał ziarno bolesnej refleksji w pozostałych bohaterach.

Takiej refleksji boimy się jak ognia i nie znajdziemy jej we współczesnych mediach. Bo wtedy dotarłby do nas ogrom własnego okrucieństwa i musielibyśmy jako ludzkość natychmiast się rozbroić, żeby nie strawiły nas demony poczucia winy. To coś porównywalnego z wizytą w rzeźni, która może skutecznie pomóc zrezygnować z mięsa w codziennej diecie. Media skwapliwie łechcą najstarsze części naszych mózgów, dążące do tego, żeby szybko likwidować pojawiające się dysonanse poznawcze. Bezduszne komentarze są jedynie efektem hienologii.

 

Exit mobile version