Po ośmiu miesiącach paraliżu politycznego premier Pedro Sanchez będzie mógł wreszcie sformować swój mniejszościowy rząd koalicyjny. Umożliwili to Katalończycy z ERC (Katalońskiej Lewicy Republikańskiej), których szef Oriol Junqueras siedzi w hiszpańskim więzieniu: wstrzymali się od głosu.
Mimo to, Sanchez przepchnął swój rząd ledwo-ledwo, stosunkiem głosów 167:165. Hiszpania będzie miała w ten sposób rząd koalicyjny, pierwszy raz od końca frankistowskiej dyktatury w 1975 r. Liberalno-socjalne ugrupowanie Sancheza (PSOE) będzie rządzić wspólnie z Podemosem Pablo Iglesiasa, odpowiednikiem politycznym polskiej partii Razem. Będzie to jednak rząd mniejszościowy, co może znacznie utrudnić prace legislacyjne koalicji. Pierwsze trudności już się pojawiły.
W zamian za powstrzymanie się od głosu Katalończycy z ERC uzyskali obietnicę wznowienia negocjacji między rządem centralnym a autonomicznym rządem katalońskim „w celu rozwiązania konfliktu”. Rezultat tych rokowań ma zostać poddany „społecznej konsultacji” w Katalonii. Posłowie PSOE zapewniają, że „w żadnym wypadku” nie będzie to referendum na temat katalońskiej niepodległości, lecz prawica z Partii Ludowej i skrajna prawica z Vox podniosły krzyk, że to „zdrada”: oba ugrupowania wezwały do „wielkich manifestacji” antyrządowych w niedzielę.
W zeszłym roku w Hiszpanii wybory parlamentarne odbyły się dwukrotnie, w kwietniu i listopadzie. W obu głosowaniach wygrała partia Sancheza, lecz oba nie przyniosły mu większości. Po głosowaniu kwietniowym rokowania koalicyjne z Podemosem niczego nie dały, a Sanchez deklarował, że „nie mógłby spać, gdyby miał rządzić z radykałami”. Po wyborach listopadowych doszło jednak do zgody. Iglesias będzie wicepremierem. Koalicja zapowiada dość ostry jak na Hiszpanię skręt w lewo: podniesienie podatków dla najbogatszych i dla wielkich przedsiębiorstw, zniesienie ustawy o ograniczeniu praw pracowniczych, ochronę lokatorów… Największa organizacja zatrudniaczy (CEOE) już zapowiada, że przeciwstawi się tym zmianom.