Przeczytałem ciekawy komentarz mego redakcyjnego kolegi Piotra Nowaka o tzw. denialistach, tj. tych, którzy w jakiś sposób kwestionują pandemię, przynajmniej tak, jak jest przedstawiana w masowych mediach, lub zjawiska jej towarzyszące. Sam wybór słowa „denializm” świadczy o pewnej delikatności Piotra, bo na ogół w Polsce mówi się o „negacjonistach”, co jest terminem szerzej znanym i już zakorzenionym w języku inteligenckim. „Denializm” to zaprzeczanie „prawdziwej rzeczywistości”, uznanej za taką przez osoby określające takim słowem innych ludzi, którzy rzeczywistość widzą inaczej. Denialista to ktoś, kto przeczy powszechnie uznanej oczywistości, np. naukowej.
W tym sensie jest to bliskie popularnemu „negacjonizmowi”, słowu, którym w ubiegłym wieku określono historyków lub polityków zaprzeczających w jakiś sposób Holokaustowi. Tu znaczenie jest mocniejsze, gdyż wchodzi na grunt moralności, wręcz duchowości. W zasadzie „negacjoniści”, wśród których nie brakowało Żydów, b. rzadko kwestionowali mordowanie Żydów w czasie II wojny, lecz podawali inne liczby zabitych, z reguły niższe, niż się przyjęło – uważali się raczej za „rewizjonistów”. Np. twierdzili, że w Auschwitz zginęło kilka razy mniej ludzi, niż 4 miliony, co uchodziło powszechnie za oczywistość przez wiele dziesięcioleci, zanim tego oficjalnie nie zrewidowano. „Negacjonista” to człowiek napiętnowany moralnie za niesłuszne i świętokradcze „pomniejszanie tragedii”. W takim sensie to słowo jest dziś najczęściej stosowane wobec osób nie dzielących przekonań oficjalnych mediów, czy naukowców w nich występujących, w sprawie epidemii.
Słowo „negacjonista” jest zresztą być może bardziej pasujące do obecnego stosowania kodów kulturowych w komunikacji epidemicznej. Np. znany prof. Simon z Wrocławia mówi śmiało o „Holokauście”, prawdziwej zagładzie osób starszych i chorych, której winien jest rząd. W Izraelu nazwano by prof. Simona szkodliwym wariatem i antysemitą, gdyż pomniejsza niemal święty rozmiar prawdziwego Holokaustu, jak karygodni negacjoniści. Tymczasem prof. Simon jest po prostu jednym z najbardziej wziętych czarnowidzów, rodzajem biskupa Kościoła kowidowego. Jest ich teraz tylu, że nie wiadomo, kto jest prymasem, ale wszyscy uznają pewien fundament ideowy: nadchodzi zagłada, koniec świata, trzeba bić na alarm.
Kościół kowidowy uważa się za racjonalistyczny, naukowy, nowoczesny i oczywiście moralny, co należy do cech naturalnie pożądanych w dzisiejszych czasach. Motyw zagłady przejawia się w nim różnie, od profesorskich porównań do folkloru religijnego, jak te internetowe karykatury przeciw „negacjonistom”, gdzie umieszcza się ich na Titanicu, w przekonaniu, że wszyscy (lub prawie) zaraz zginą, razem zresztą z wierzącymi. Jest w tym coś z czasów Kościoła pierwotnego, chrześcijańskiego, gdy wszyscy byli przekonani, że „wkrótce” nadejdzie koniec świata, jak jest napisane ze sto razy w Ewangeliach i innych księgach Nowego Testamentu. Gdy Kościół doszedł do władzy, sprawa jakoś rozeszła się po kościach.
Podobieństwo Kościoła kowidowego do historii Kościoła katolickiego widać szczególnie w traktowaniu odstępców. Można powiedzieć, że większość świata zachodniego uznała np. Szwecję za czarną owcę, kraj niemoralny, ze względu na inną niż przyjęta w kowidowym Kościele powszechnym metodę walki z epidemią. W Polsce opinia o niemoralności Szwedów trwa od ichniego potopu i jest do dzisiaj podkreślana przez Kościół katolicki, przeciwstawiający „nieludzkim luteranom” swoje humanistyczne (w domyśle) podejście. W czasie epidemii kościelne napiętnowanie moralne Szwedów zostało w całości przejęte przez Kościół kowidowy, w tym przez wielu ludzi lewicy, gdyż według nich Szwedzi praktycznie nie chronią swych staruszków przed śmiercią.
Piotr pisze, że w Polsce niemal co czwarty obywatel jest „denialistą”, co przypisuje wyparciu psychicznemu, niewierze dyskursowi medialno-politycznemu i robocie skrajnej prawicy, która wykorzystuje dwa poprzednie powody „pomniejszania tragedii” dla własnej reklamy politycznej. Widać tu cień przekonania Kościoła kowidowego, że „denialiści” to w zasadzie faszyści, hitlerowcy, którzy szykują zagładę. Nie wiem, jak głęboko bada się w Polsce zjawisko „negacjonizmu” kowidowego, ale z badań socjologicznych przeprowadzonych we Francji wynika, że typowy negacjonista to wykształcona kobieta ok. pięćdziesiątki, daleka od faszyzmu. Natomiast szwedzka socjaldemokracja, która należy do wzorów politycznych lewicowego Razem, byłaby, według obu naszych Kościołów (katolickiego i kowidowego), siedliskiem zwolenników Holokaustu i ciemnoty moralnej oraz naukowej. Czy to wszystko nie straciło proporcji?