Przemoc słowna pod adresem ludzi LGBT nie ulatuje w powietrze. Może przekładać się na przemoc fizyczną i w Polsce już się tak dzieje. Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych poinformował dziś o homofobicznym ataku, jaki miał miejsce 17 lutego w Warszawie. Policja potwierdza: tak było.
Był wieczór 17 lutego. Maciej i Witalij szli, trzymając się za ręce. Nagle nieznajomy mężczyzna zaczął krzyczeć w ich kierunku: „Nie trzymajcie się za ręce, nie przy dzieciach!” – chociaż żadnych dzieci akurat w tym miejscu nie było. Na to też zwrócił mu uwagę Maciej, dopytując także, co w tym złego. Mężczyzna w kółko powtarzał swoje, potem zapytał o to samo Witalija. Kiedy ten również stwierdził, że nie ma nic złego w tym, że idzie za rękę z partnerem, mężczyzna pchnął go w plecy nożem.
Na miejsce wezwano karetkę pogotowia i policję. Rana, którą odniósł Witalij, na szczęście nie zagraża jego życiu, żaden ważny organ nie został uszkodzony. Policja nie zlekceważyła wezwania i według informacji OMZRiK nadal poszukuje sprawcy, zarzucając mu narażenie na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Mężczyźni otrzymali od ośrodka również pomoc prawną.
– Ten mężczyzna miał ok. 25-30 lat. Nie wyglądał na pijanego. Myśleliśmy, że nie będzie problemów z jego ujęciem. W okolicy ataku były kamery. Mamy nadzieję, że zostanie niebawem zatrzymany – mówi Maciej, cytowany przez Gazetę Wyborczą. Mężczyzna stwierdził, że często spacerował za rękę z partnerem, przekonany, że Warszawa jest otwartym miastem.
Policja zapewnia, że wkrótce zostanie sporządzony portret pamięciowy napastnika, który następnie trafi do mediów. Szczucie na ludzi LGBT, które polscy prawicowi politycy wykorzystują, by pokazywać się jako „obrońcy rodziny” i zdobywać głosy, ma straszne konsekwencje. Atak na Wierzbnie mógł skończyć się dużo tragiczniej, nikt też nie zagwarantuje mniejszościom, że to ostatni taki akt przemocy.