Nie wiem doprawdy, co kieruje Włodzimierzem Czarzastym, gdy ten podejmuje kolejne decyzje o tym, aby wysyłać posła Marcina Kulaska do mediów. Wszak nie dość, że to ignorant, to do tego jeszcze całkiem prawicowy. Przy okazji gwałtownych protestów w Stanach Zjednoczonych znowu skompromitował parlamentarną lewicę.
Marcin Kulasek, wezwany do komentarza odnośnie społecznego oburzenia, które wywołało kolejne morderstwo bezbronnego czarnoskórego obywatela przez białego policjanta, wypalił w Polskim Radiu coś tak głupiego, jakby się z Karnowskim, albo Lisem na głowy pozamieniał. Stwierdził między innymi, iż „za protestem w USA nie kryje się żadna ideologia. Jest to czysty akt wandalizmu, niszczenia mienia, nad którym musi zapanować policja”. Domniemywam, że nie będzie musiał się za to publicznie kajać, tak jak Anna Maria Żukowska, którą zmuszono do wycofania się ongiś ze słusznego stwierdzenia, iż jeśli zajdą po temu uzasadnione okoliczności, to poprze postawienie Tuska przed Trybunałem Stanu. Odszczekiwanie tyleż niepotrzebne, co poniżające. Ale dzięki takiemu kontrastowi ludzie przytomni mogą chociaż po raz kolejny dostrzec, jak nasza lewica tapla się w politycznym nieporozumieniu.
Posła Kulaska, dla którego, jak wiadomo, 9 tys. zł miesięcznie to mało, nikt niczego już na pewno nie nauczy. Jednak ku pokrzepieniu serc i umysłów ludzi moralnych – niech padnie kilka słów lewicowego sensu. Bo to, co powiedział ten prominentny „lewicowiec” jest niestety narracyjną normą, tyle, że patologiczną i lewicy obcą.
Lewica bowiem poznaje, rozumie, ocenia i interpretuje świat z pozycji innych niż japiszona zatroskanego o „niszczenie mienia”. Zaś jej pamięć historyczna i polityczna sięga dalej niż dzień, czy tydzień wstecz.
Stany Zjednoczone wchodzą ewidentnie w kolejną fazę swojej schyłkowej imperialnej implozji. Na oczach całego świata w ruinie staje cały ten nieudany, przerażający w swej ohydzie i brutalności eksperyment socjoekonomiczny, w którym dla kolorowych społeczności od początku przewidziana była rola niewolnika, wyrobnika i pariasa. Po oficjalnym zniesieniu niewolnictwa nie zmieniło się niemal nic, potrzebna była dopiero rewolucja lat 60. minionego wieku, aby doszło do pierwszych powolnych kroków w stronę jakiegokolwiek uznania jakiejkolwiek podmiotowości czarnych w USA. Okupione zostało to oczywiście krwią.
Martin Luther King, Malcolm X i wielu innych liderów ówczesnych postępowych ruchów zostało po prostu zlikwidowanych. Tak samo jak George Floyd – przez policję, tudzież FBI czy inne służby. Kontynuatorzy ich nauk i idei jak Czarne Pantery rozbito i zaszczuto. Bobby Hutton, jeden z przywódców także został zamordowany, Mumia Abu-Jamal do dziś siedzi w więzieniu, do 2011 roku w celi śmierci, wówczas zmieniono wyrok na dożywocie.
Czarna ludność w USA i jej lewicowi przywódcy była i wciąż jest terroryzowana przez aparat państwowej represji. Rasizm ma tam bowiem wymiar systemowy, a nie wyłącznie etyczny. Wie o tym każdy, kto zainteresował się porządkiem w „największej demokracji świata” w jakimkolwiek stopniu przekraczającym cukierkowe dykteryjki i klisze. Stany Zjednoczone to państwo, które powstało na bazie masowego, niewyobrażalnego wręcz ludobójstwa i przemoc białych wobec całej reszty jest kodem DNA tego kraju.
Amerykańskie imperium to największa kolonia karna na świecie, a najwięcej pośród więźniów jest właśnie kolorowych, to czarne i latynoskie społeczności są najbardziej pokrzywdzone ekonomicznie i socjalnie. Tamtejszy kapitalizm przewiduje dla nich jedynie opresję i mizerię. Brak jest nawet takich zdobyczy cywilizacji jak powszechny system służby zdrowia. Czarnych się biedzi, bije, poniża i zabija. W ubiegłym tygodniu przypomniał o tym drastyczny przypadek morderstwa dokonanego w biały dzień na George’u Floydzie, ale to przecież nie jest wyjątek. To było jedno z wielu takich policyjnych morderstw, które są przecież amerykańską normą. Po prostu ostentacja i sadystyczny spokój duszącego Floyda policjanta oraz demonstracyjne poczucie bezkarności sprawiły, że zobaczywszy to, ludzie przytomni w USA stanęli do walki.
Odpowiedzią policji na masowe protesty przeciwko przemocy policji, była oczywiście przemoc policji.
Tylko ktoś o umyśle Marcina Kulaska może stwierdzić, że te zamieszki to jakiś przypadkowy akt skoordynowanego wandalizmu, a nie fala desperacji i rozpaczy ze strony społeczeństwo wtrąconego w zupełny bezsens istnienia ociekający krwią i nędzą. Gdy na ulice wychodzą masowo ludzie systematycznie terroryzowani przez własne państwo i nie cofają się przed policją ubraną i uzbrojoną jakby miała zdobywać Faludżę, to ludzie moralni wyrażają z nimi solidarność i szukają sposobów by pomóc pokrzywdzonym i sprawie.
I słowo do „lewicowców” od siedmiu boleści, którzy niuansują temat, dopatrują się niejednoznaczności i kręcą noskami bo „grabież”. Prawdziwi złodzieje w USA to Wall Street, Kongres i kompleks militarno-przemysłowy.