Krajowa Komisja Praw Człowieka w Indiach ujawniła zeznania 16 kobiet, które miały zostać zgwałcone przez funkcjonariuszy policji w 2015 roku, podczas akcji wymierzonej w komunistyczną partyzantkę, działającą w stanie Chhattisgarh w południowo-wschodniej części kraju.
Do gwałtów i pobić miało dojść podczas rajdu na wioski, podejrzewane o współpracę z komunistyczną partyzantką maoistyczną w październiku 2015 roku. Rządowa instytucja, Krajowa Komisja Praw Człowieka (NCHR) zebrała zeznania 16 kobiet, przy czym ofiar mogło być znacznie więcej.
„Jest oczywiste, że doszło do poważnych naruszeń praw człowieka, których sprawcami są funkcjonariusze sił porządkowych stanu Chhattisgarh, a za ich działania pełną odpowiedzialność ponoszą władze stanu” – napisano w raporcie na ten temat.
Powstanie maoistyczne toczy się we wschodnich Indiach od lat ’60 XX w. Maoiści indyjscy, nazywani naksalitami, działają na terenie 10 stanów w południowo-wschodniej części kraju, zamieszkaną w większości przez bardzo ubogich ludzi, zajmujących się uprawą roli, nazywaną też Red Corridor, „czerwonym korytarzem”. Ich celem jest wyzwolenie się od rządu krajowego i lokalnych władz stanowych. Są odpowiedzialni za ok. połowę aktów terrorystycznych w Indiach – w 2013 roku dokonane przez nich ataki zabiły 192 osoby. Szacuje się, że dysponują zbrojną milicją liczącą ok. 10 tys. osób.
We wszystkich stanach, również w Chhattisgarh, władze lokalne toczą zbrojne walki z komunistyczną rebelią. Do gwałtów miało dojść podczas najazdu na pięć wiosek, których mieszkańcy byli podejrzewani o współpracę z naksalitami. Według ówczesnych doniesień medialnych skala zbrodni policyjnych miała być znacznie większa, niż podaje NCHR – zgwałconych miało zostać ponad 40 kobiet, w tym wiele zbiorowo, wśród nich także jedna ciężarna oraz 14-letnia dziewczynka. Domy wieśniaków zostały podpalone i zrabowane.
Zanim w sprawę włączył się NCHR, policja teoretycznie wszczęła postępowanie w tej sprawie, jednak nikt, nawet wymieniani z imienia i nazwiska podejrzani, nie został aresztowany, a oskarżani o gwałty funkcjonariusze dalej pełnią służbę. – Ofiary podały nazwiska mężczyzn, którzy je gwałcili, a mimo to nic się nie wydarzyło – mówi Kishore Narayan, prawnik reprezentujący 14 zgwałconych kobiet. – Postępowanie jest pozorne, a jedyne działania, jakie prowadzą władze, służą do zaciemnienia sprawy i krycia sprawców – twierdzi.