Site icon Portal informacyjny STRAJK

Indolencja PiSwestycyjna

msw.gov.pl

Unia, aby nas pokarać za dyktatorskie zapędy partii Kaczyńskiego wcale nie musi zakręcić kurka z dotacjami. Zakręciliśmy go sami. Dzięki PIS .

fot. pexels.com

Do roku 2020 samorządy województw mają wydać ok. 40 proc. funduszy unijnych. Jakieś 32,3 mld euro. Od półtora roku dziesiątki tysięcy ludzi wchodzi na internetowe strony, by znaleźć jakieś pieniądze na stanowiska pracy dla siebie i innych. I od półtora roku nic nie znajduje. Konkursy są zapowiadane i na tym koniec.

NIK ruszyła zatem ławą na mające dzielić europejską walutę Urzędy Marszałkowskie. Na wszystkie, czyli szesnaście. No i skucha! Po chwili okazało się, że do sprawdzenia jest tylko dziewięć. W siedmiu województwach przez ponad rok nikt nie kiwnął palcem by ruszyć z wydawaniem unijnych pieniędzy. W niemal połowie kraju Regionalne Programy Operacyjne zamiast nakręcać koniunkturę i dawać ludziom pracę, nie wyszły poza zapowiedzi.

Tak się bowiem porobiło, że niemal w tym samym momencie do samorządów weszły służby związane z „dobrą zmianą”. Weszły po to, by zdyskredytować rządzące tam struktury PO i PSL i znaleźć coś, co pozwoli PiS wygrać wybory samorządowe, a kto wie, czy przy łucie szczęścia nie wprowadzić swoich komisarzy na miejsce „skorumpowanych” władz już teraz. Tak było w przypadku prezydent Łodzi – Zdanowskiej i jej odpowiednika w Lublinie – Żuka. Dokładnie takie samo polowanie odbywa się we wszystkich niepisowskich Urzędach Marszałkowskich.

Szukającym haka pisowcom umknęło to, że z punktu widzenia gospodarki istotne jest, żeby pieniądz wszedł w obieg rynkowy. Da wtedy pracę, podatki i składki. To, z czym mamy do czynienia teraz, jest od potencjalnych afer korupcyjnych znacznie gorsze. Od kiedy PiS doszedł do władzy, w wydawaniu unijnych pieniędzy nastąpił paraliż. NIK to zauważył.

pixabay.com/pl/bunkier-archiwum-dokumenty-

Zdaniem Izby opóźnienia we wdrażaniu Regionalnych Programów Operacyjnych w porównaniu do wprowadzania programów na lata 2007-2013 wynoszą ponad osiem miesięcy. Tyle, że inspektorzy kończyli kontrolę we wrześniu. A od tej pory w rozparcelowywaniu „brukselki” nic nie drgnęło. Mamy zatem rok w plecy. A będzie gorzej.

Nie po to od kilku miesięcy w urzędach marszałkowskich zadomowili się agenci CBA i urzędnicy skarbówki, by nic nie znaleźć. Jedynym sposobem na pisowskich łapsów, jest zatem dla urzędników całkowita bezczynność. Albowiem każda wydana decyzja może być przeciwko urzędnikowi użyta. Szczególnie ta, gdzie w grę wchodzą pieniądze. Powtarza się zatem sytuacja paraliżu inwestycyjnego w Warszawie z czasów prezydentowania miastu przez Lecha Kaczyńskiego. Mamy kalkę z czasów rządów Marcinkiewicza i Kaczyńskiego, gdy zablokowano większość przetargów.

NIK też na to wpadła. Jej zdaniem „jeśli nie zostaną wdrożone działania na rzecz przyspieszenia wydatkowania środków z Unii, to zdaniem Izby na koniec 2017 r. może wystąpić ryzyko utraty części środków przewidzianych na poszczególne Regionalne Programy Operacyjne”.

garnek.pl

Według pisowskich założeń do końca 2016 r. powinny zostać podpisane umowy na dofinansowanie z UE o wartości ponad 24 mld zł. Znaczy, do gospodarki powinno wpłynąć ok. 19 proc. unijnych środków. Wydano natomiast ledwie 8,5 mld zł. Czyli niecałe 7 proc. przyznanego Polsce z UE dofinansowania.

Przetargi na drogi wyhamowały. PKB, zamiast piąć się w górę, by wyskoczyć ponad 4 procent i nakręcać inwestycje publiczne, przyczaił się tuż pod wartością znamionującą 3 punkty. A będzie jeszcze gorzej.

„500 plus” nie nakręciło koniunktury tak jak planował rząd, uszczelnienie VAT, ubogacając budżet, też ukróciło dopływ pieniądza do gospodarki. Najgorsza zaś sytuacja jest z inwestycjami. Po 11 miesiącach zamiast wydać ponad 50 miliardów złotych z założonego deficytu budżetowego, rząd wydał połowę tej kwoty. A skoro nie inwestuje budżet, to nie ma się co dziwić, że nikt nie wykłada pieniędzy na nic. Samorządy są sparaliżowane strachem i kontrolami. Prywatne firmy nie chcą się w nic pakować finansowo, bo boją się, że za chwilę budżet padnie i zrobi się powtórka z inflacji sprzed ćwierćwiecza. Spółki z udziałem Skarbu Państwa też w tworzenie nowoczesnych miejsc pracy nie wsadzą kasy, bo muszą finansować Świątynie Opatrzności Bożej, TVPiS i niepokorne media oraz capstrzyki z okazji czegoś z przedrostkiem narodowy.

Sytuację mogłyby uratować tylko pieniądze z Unii. Ale – jak widać – nie uratują. A dziesiątki miliardów euro zamiast zostać w kieszeniach Polaków, wrócą do Brukseli. Młodzi polscy naukowcy z głowami napakowanymi pomysłami, pojadą śladem tych pieniędzy na Zachód. W kraju będziemy dalej lutować i skręcać za grosze lodówki, pralki i miksery.

Z punktu widzenia kogoś, kto nie interesuje się polityką, najbardziej charakterystyczną cechą PiS wcale nie jest dążenie do autorytaryzmu. Nie jest też nią absolutna lojalność podwładnych wobec prezesa.  O wiele gorszy bowiem od tej otoczki ideologicznej jest wpisany w każdego członka partii Kaczyńskiego strach przed podejmowaniem decyzji finansowych. Ten strach powoduje, że w polskiej gospodarce lepiej nie będzie.

Exit mobile version