Antyrządowe protesty w Iraku nie ustają, a drogi trwałego wyjścia z kryzysowej sytuacji nie widać. Wczoraj na bagdadzkim Placu Tahrir (Wyzwolenia) znowu gromadziły się tysiące protestujących, a policja rozpędzała tłumy siłą. Zginęło pięć osób.
Wyjątkową obłudą pachnie fakt, że do dialogu z demonstrantami i do uwzględnienia ich „uzasadnionych żądań” wezwał rząd iracki nie kto inny, jak sekretarz stanu USA Mike Pompeo.
Tysiące ludzi, mężczyzn i kobiet, po raz kolejny domagało się wczoraj na ulicach irackich miast odejścia całej skorumpowanej i skompromitowanej elity. Przypominali o kolosalnym bezrobociu wśród młodych dorosłych i fatalnych zarobkach, na jakie mogą liczyć ci, którzy pracę akurat mają. Domagali się uzdrowienia całej krajowej polityki na bardziej sprawiedliwą i uczciwą. To, że poprzednie demonstracje były rozpędzane przy użyciu gazu łzawiącego i ostrej amunicji, tylko ich rozwścieczyło. – Kim my jesteśmy, terrorystami Państwa Islamskiego? Dlaczego się do nas strzela?! – wołali protestujący. Podczas piątkowej demonstracji w Bagdadzie zginęło pięć osób, a liczba rannych idzie w dziesiątki.
„We don’t have an honest government.”
Iraq’s mass anti-government protests enter their second month. Read more on the story here: https://t.co/gbhwCfiWyg pic.twitter.com/V3DuqCEMmN
— Al Jazeera English (@AJEnglish) 1 listopada 2019
Przemoc wobec demonstrantów potępił podczas piątkowego kazania w jednym z najświętszych miejsc dla szyitów, meczecie w Karbali, wielki ajatollah Ali as-Sistani, uważany za najwyższy autorytet duchowy dla religijnych irackich szyitów. Wezwał rząd do tego, by nie strzelał do pokojowych manifestacji i potępił wszelką zewnętrzną interwencję w sprawy Iraku. To m.in. odpowiedź na słowa Najwyższego Przywódcy Iranu Alego Chameneiego, który dwa dni temu wezwał uczestników masowych protestów w Libanie i Iraku do demonstrowania w taki sposób, by „mieścić się w prawnych ramach” i zasugerował, że oba kraje mogą być destabilizowane przez USA oraz Izrael.
Premier Iraku Adil Abd al-Mahdi, który wcześniej próbował uspokoić protesty zapowiedziami reform, nie chce pozostawać na urzędzie. Oznajmił, że jeśli parlament znajdzie mu następcę – wybór szefa rządu należy do deputowanych właśnie – to ustąpi mu miejsca. Wyłonienie nowego premiera byłoby jednak możliwe tylko wtedy, gdyby porozumieli się liderzy rywalizujących stronnictw. Pierwsze, zwycięskie w ostatnich wyborach, to blok zwolenników Muktady as-Sadra sprzymierzonego z iracką radykalną lewicą. Drugie, kierowane przez Hadiego al-Amiriego, jest mocno proirańskie. Już powierzenie misji tworzenia rządu Abd al-Mahdiemu, ekonomiście, który zaczynał polityczną aktywność jako komunista, ale przeszedł na pozycje zwolennika rewolucji islamskiej na wzór irański, było efektem ich negocjacji. Teraz o nowego kandydata będzie jeszcze trudniej, zwłaszcza, że protestujący domagają się znacznie poważniejszych zmian.
W sobotę protesty trwają. Demonstranci z Basry i okolic zablokowali drogę do największego irackiego portu nad Zatoką Perską – Umm Kasr.