Mieszkańcy Iraku, zrujnowanego przez amerykańską interwencję, potem przez wewnętrzne konflikty wyznaniowo-etniczne i wreszcie przez wojnę z Państwem Islamskim, żyją w prawdziwym koszmarze. Terroryści w teorii zostali pokonani, ale środków na odbudowę kraju nie widać. To prowokuje protesty o coraz bardziej desperackim charakterze.
W ostatnich wyborach parlamentarnych Irakijczycy pokazali czerwoną kartkę dotychczas rządzącemu obozowi. Wybrali koalicję sadrystów (zwolenników charyzmatycznego duchownego szyickiego Muktady as-Sadra) i komunistów, zaś drugie miejsce zajęło ugrupowanie sformowane przez walczące przeciwko Państwu Islamskiemu proirańskie paramilitarne Siły Mobilizacji Ludowej. Siły te głosiły bezkompromisową walkę z korupcją i rozdrapywaniem przez wpływowe klany wątłych zasobów państwa, które pozostaje bezsilne w obliczu wyzwań związanych z odbudową po wojennych zniszczeniach, której koszty szacuje się na miliardy dolarów; koalicja walcząca z Państwem Islamskim nie kwapi się do szczególnego wsparcia finansowego irackich władz. Żadna jednak z partii nie ma poparcia, które pozwoli jej utworzyć rząd samodzielnie. Negocjacje potencjalnych koalicjantów utknęły w martwym punkcie.
Tymczasem Irakijczycy coraz częściej wychodzą na ulice i organizują coraz bardziej desperackie protesty. Ostatni trwa od czterech dni w okolicach pól naftowych w regionie Basry. Pola o nazwach West Qurna 1 i 2 oraz Rumaila są podstawowym źródłem dochodu państwa irackiego. Jeśli coś może skłonić irackie władze do nieco bardziej sprawiedliwego podziału dóbr, jakimi to państwo dysponuje, to właśnie zakłócenie funkcjonowania pól.
Policja oddała strzały w powietrze, by rozpędzić protestujących, którzy grozili, że wtargną na teren, gdzie trwa wydobycie. Dziesięciu manifestantów zdołało sforsować zapory i wedrzeć się do jednego z budynków zakładów naftowych, skąd jednak zostali błyskawicznie przepędzeni. Podczas rozpędzania protestu dwie osoby zostały ranne (podczas jednej z poprzednich demonstracji z rąk policji zginął 30-latek), a wściekły tłum spalił radiowóz. Odepchnięci z rejonu pól naftowych demonstranci pozostali na drodze do Basry, paląc opony i blokując przejazd. Według doniesień w irackich mediach firmy eksploatujące poszczególne pola naftowe (Exxon Mobil, Lukoil i Shell) zdecydowały się na ewakuację personelu.
Jakie są postulaty protestujących? Najbardziej podstawowe. – Chcemy pracy, chcemy pić czystą wodę i mieć zapewniony dostęp do elektryczności. Chcemy, by traktowano nas jak ludzi, nie jak zwierzęta – powiedział dziennikarzom Agencji Reutera 25-letni uczestnik demonstracji. Inni protestujący pytali, dlaczego koncerny eksploatujące pola naftowe nie oferują zatrudnienia lokalnym pracownikom. Wśród uczestników protestu dominują młodzi mężczyźni, zdesperowani brakiem pracy i perspektyw.
“I have the right to drink potable water”: a citizen of #Basra city, the largest city in the south of #Iraq.#Kurdistan pic.twitter.com/xmZypemP1r
— Abdulrahman Hamdi (@havall73) 10 lipca 2018
Poczucie, że racja jest po stronie demonstrantów, mają nawet miejscowi urzędnicy, którzy apelują do rządu, by zareagował i choć trochę ulżył losowi najbiedniejszych, dopóki ci jeszcze manifestują w pokojowy sposób.