Nie spada napięcie w Zatoce Perskiej. Amerykanie najpierw zaprzeczyli, potem przyznali: irańskiej obronie przeciwlotniczej udało się dziś zestrzelić drona szpiegowskiego MQ-4C Triton, służącego marynarce Stanów Zjednoczonych. Nowy dron za 190 milionów dolarów został trafiony nad przybrzeżną, irańską prowincją Hormozgan, niedaleko strategicznej cieśniny Ormuz.
Podczas gdy Irańczycy twierdzą, że dron latał nad nimi, Amerykanie utrzymują, że leciał przy granicy Iranu, ale w międzynarodowej przestrzeni powietrznej. W tej sytuacji zaatakowanie drona było „antyamerykańską prowokacją”. Wczoraj armia Stanów Zjednoczonych powtórzyła oskarżenia, według których to Irańczycy odpowiadają za niedawne ataki na tankowce. Iran zaprzecza i spodziewa się amerykańskiej napaści.
W tym tygodniu Pentagon ogłosił wysłanie dodatkowego tysiąca żołnierzy w region Zatoki, gdzie u wybrzeży irańskich pływa lotniskowiec USS Lincoln ze swoją grupą taktyczną. Jednocześnie w amerykańskiej bazie lotniczej w Katarze pojawiła się grupa bombowców B-52 o zdolnościach nuklearnych. Według Jerusalem Post, administracja Trumpa szykuje „atak taktyczny” (tzn. ograniczony) na Iran. Ma to być „operacja zbombardowania jednej z irańskich instalacji atomowych”.
Szczególny kryzys wokół Iranu i zagrożenie wojną trwa od zeszłego roku, kiedy USA zerwały negocjowany wcześniej latami międzynarodowy układ atomowy z Iranem, którego Iran ściśle przestrzegał. Dwaj najwięksi sojusznicy imperium amerykańskiego w regionie – Izrael i Arabia Saudyjska – byli przeciwnikami tego układu. Amerykanie nałożyli surowe, jednostronne sankcje na Iran i na każdy kraj, który chciałby z nim handlować, co ma doprowadzić Teheran do gospodarczego upadku i politycznego poddania się Stanom Zjednoczonym.