Po idiotycznych wypowiedziach nieodpowiedzialnych dziennikarzy i aktywistów skrajnej prawicy stosunki polsko-białoruskie ochłodziły się do lodowatego poziomu.
Przypomnijmy, że sygnał do otwarcia drzwi bardzo niebezpiecznym spekulacjom dał Tomasz Sommer – redaktor naczelny dwutygodnika „Najwyższy Czas”, związanego z skrajnie prawicową Konfederacją. Napisał on mianowicie: „„Jest też zupełnie oczywiste, że Grodno powinno, w razie rozpadu Białorusi trafić do Polski. PiS to wie, ale boi się powiedzieć”. Wtórował mu kolejny radykalnie prawicowy dziennikarz, Wojciech Cejrowski: „Dobry czas jest teraz, aby się dogadać co będzie dalej. Zwrot ziem rdzennie polskich, polskich zabytków, majątków, budynków, dzieł sztuki i kościołów”. Słowa te natychmiast wykorzystał Aleksandr Łukaszenko, który powoływał się na nie, twierdząc, że Polska rozważa odebranie Grodna. I choć polski MSZ wydał oświadczenie odcinające się od wypowiedzi Sommera, niewiele to pomogło.
Białoruski ambasador został wezwany do MSZ, by wytłumaczył się z „bezpodstawnych oskarżeń”, a wiceminister Przydacz mówił, że w Polsce nie ma zgody „na tego typu narracje”.
Z kolei białoruskie MSZ odpowiedziało lustrzaną reakcją: wezwało polskiego chargé d’affaires, by przekazać mu protest w związku z „otwartymi próbami strony polskiej ingerencji w sprawy wewnętrzne Białorusi”.
Swoje dołożył były przewodniczący białoruskiego parlamentu Stanisław Szuszkiewicz, który oznajmił, że język rosyjski należy pozbawić statusu języka urzędowego (mówi nim na stałe 70 proc. Białorusinów, w tym praktycznie cały Mińsk). Szuszkiewicz wiele lat mieszkał w Polsce, ma polskie korzenie, stąd jego wypowiedzi traktowane są jako wypowiedzi polityka reprezentującego polskie interesy.
Napięcie w relacjach polsko-białoruskich natychmiast wykorzystała Rosja. Rosyjski senator Aleksiej Puszkow, jak podają rosyjskie media, powiedział, że wciągnięcie Białorusi w swoją strefę wpływów jest strategicznym zadaniem Warszawy. Puszkow powołał się na informacje o wydzieleniu pieniędzy i infrastruktury na pomoc Białorusi. Powątpiewał tez w skuteczność działań dyplomatycznych w tej sprawie. „Protestami dyplomatycznymi polityki Warszawy nie zmienisz”, powiedział senator, pozostawiając miejsca na zastanawianie się, jakie środki, jeśli nie dyplomatyczne, ma na myśli.
W taki oto sposób słowa dwóch nierozgarniętych „dziennikarzy” zaczęły żyć własnym, niekoniecznie ciekawym życiem.