Site icon Portal informacyjny STRAJK

Islandia sadzi drzewa jak szalona: niezwykły bilans narodowego wyzwania

"Potti-putki" w akcji. Islandia, 2019. twitter

O Islandii mówi się, że to kraj pomysłów, które nigdzie indziej nie przechodzą, jak wsadzenie do paki wszystkich banksterów. Lepiej tam nie proponować „frankowych” kredytów i innych podobnych numerów. W przypadku pomysłu zalesiania Islandczycy oryginalni nie są, ale przystąpili do tego z taką energią, takim narodowym zrywem, że z innych krajów zaczęły przyjeżdżać delegacje, by przyjrzeć się ich metodom. Pierwszy opublikowany właśnie bilans rządowego planu, realizowanego od września ubiegłego roku, może imponować.

Sadzonka sosny na tle wulkanicznej ziemi, Islandia 2019.

Islandczycy są tak przyzwyczajeni o swego księżycowego krajobrazu, że przez dobre tysiąc lat nie posadzili ani jednego drzewa. Lasy stracili już na początku norweskiej kolonizacji bezludnej wyspy: Wikingowie, przywykli z kolei do tego, że las jest wieczny, choćby wycinało się go w polskim tempie, zamienili go w chałupy i pastwiska, nim zauważyli, że zniknął. Dziś ledwo 0,5 proc. terytorium wyspy jest porosłe rzadkimi drzewami, a i to tylko dlatego, że jacyś dziwacy w latach 50. ub. wieku uparli się, by je posadzić. Do sprawy wrócono w latach 90., jeszcze raczej w formie badań i rozważań, aż w końcu prawie wszyscy doszli do wniosku, że las ma same zalety. Byli oczywiście obrońcy „oryginalnego” krajobrazu i mieli nawet ekologiczne argumenty, ale im przeszło.

We wrześniu 2018 r. Islandia przeszła do przyspieszonej leśnej ofensywy, czyniąc z zalesiania priorytet narodowy. Dziś Islandczycy dowcipkują, że żeby nie zabłądzić w ich lesie wystarczy wstać. Tym niemniej wyraźnie ogarnęła ich ekscytacja: rodziny jeżdżą na leśne plantacje do kolan, by przyglądać się zjawisku wzrostu drzew. Lokalne media zwracają uwagę, że islandzkie drzewa rosną dziesięć razy wolniej, niż te z puszczy amazońskiej, ale mało komu to przeszkadza. Polityka państwowa sprawiła, że powstały dziesiątki szkółek i ciągle rodzą się nowe. Duże powodzenie mają brzozy, które rosły na wyspie za czasów Wikingów, ale sadzi się też topole i szczególnie „zimne” gatunki sosen, głównie z Alaski.

„Potti-putki” – przebój narzędziowy w Islandii. flickr

Celem rządu jest obniżenie emisji gazów o efekcie cieplarnianym o 40% do 2030 r., by dostosować się, a nawet prześcignąć wymagania paryskiego COP21, i wzbogacić miejscowy ekosystem. Na początek Islandczycy koncentrują się na aspektach praktycznych swej akcji: sadzą drzewa tam, gdzie trzeba chronić ziemię przed erozją a miejscowości przed burzami piaskowymi. Sadzonki rodzą się w geotermalnych szklarniach, w stałej temperaturze 21 stopni, dojrzewają na zewnątrz przez rok, aż trafiają w ręce uzbrojone w „potti-putki” – fińskie narzędzie do sadzenia, które na wyspie znają już nawet dzieci. O ok. 100 km od Reykjaviku leży szkółka-rekordzistka Kvistar, która wyprodukowała 900 tys. sadzonek topól i sosen w rok.

Islandia korzysta z paradoksu klimatycznego – globalne ocieplenie sprawia, że drzewa lepiej się przyjmują i trochę szybciej rosną. Na razie leśnej rewolucji na wyspie nie widać, to dopiero początek. Islandczycy mają raptem ok. tysiąca hektarów nowego lasu (najwyżej po kolana). Chińczyków nie przegonią, którzy w ciągu ostatnich trzech lat zalesili ok. siedmiu milionów hektarów, ale walczą w swojej skali na swej trudnej ziemi i są pewni, że zazielenią w końcu swoją wyspę.

 

 

Exit mobile version