Site icon Portal informacyjny STRAJK

Ja ci dam in vitro!

Wiadomo już, co zastąpi rządowy program refundacji in vitro. Modlitwa? Blisko. NARODOWY PROGRAM PROKREACYJNY.

Kilka dni temu dziennik „Fakt” opublikował artykuł pt. „Ministerstwo Zdrowia chce zakazać noszenia obcisłych majtek”. To niestety nie potraktowany na skutek pomyłki poważnie tekst z „ASZdziennika”. To jeden ze sposobów na zapewnienie Polakom płodności, ujęty w rzeczonym programie – w dziale „edukacja”. Bo działy są trzy: edukacja, profilaktyka i diagnostyka. Nie wiemy, gdzie dokładnie sytuuje się okadzanie kadzidłem – jeśli pozwoli budżet, okadzać można przecież zarówno profilaktycznie, jak i leczniczo.

Pary, które do tej pory korzystały z finansowanych przez państwo prób zapłodnienia pozaustrojowego, usłyszeć mogą teraz, że „problemy prokreacyjne Polaków biorą się m.in. z korzystania przez chłopców z laptopa położonego na kolanach, noszenia zbyt obcisłej bielizny, czy podgrzewania siedzeń w samochodzie”. Podobną przestrogę dał kobietom w 2012 roku szejk Salah bin Sad al-Luhajdan z Arabii Saudyjskiej. Argumentował, że prowadzenie przez nie samochodów „źle wpływa na pracę jajników i na kości miednicy”. Pogratulować szeroko zakrojonych konsultacji.

A teraz serio. Za kilkadziesiąt milionów złotych, które realnie przyczyniły się do przyjścia na świat 2300 dzieci w ciągu 2 lat – teraz będą odbywać się pogadanki i spoty o luźnych majtkach, paleniu papierosów i złej diecie, rozmowy z psychologiem, terapia dla par, „promowanie mądrych i dobrych rozwiązań, nowego sposobu myślenia i nowych trendów”. Otwarte zostaną także kliniki andrologiczne, ponieważ „mężczyźni są trudniejsi we współpracy, mniej dbają o zdrowie. Ale problemy zdrowotne występują u nich równie często, jak u kobiet i też powodują kłopoty z posiadaniem dziecka”. Tyle że andrologia to zupełnie inna dziedzina medycyny. Androlodzy nikogo nie zapładniają. Chyba że na aktualności zyska teraz popularny rysunek autorstwa Tomasza Wiatera, na którym lekarz podczas stosunku z pacjentką znajdującą się pod narkozą, odgraża się „Ja ci dam in vitro!”.

Przed kamery wychodzi zadowolony z siebie minister od majtek, czyli Jarosław Pinkas, i z pełną dumą oświadcza, że w Polsce zapanować musi „moda na dziecko”, a skończy się kryzys demograficzny. „Mamy głębokie przekonanie, że będziemy mieli większy sukces. Mam na myśli liczbę dzieci, która się urodzi; i że będzie to wielokrotność wyniku rządowego programu in vitro” – dodaje z pełnym przekonaniem, śmiejąc się w twarz ludziom, dla których in vitro jest na dziecko jedyną i ostatnia szansą, a którzy nie mają akurat pochowanych po kieszeniach kilkudziesięciu tysięcy złotych. Zapytany o przypadki, gdy potrzymanie pacjentki za rękę i przebadanie spermy jej męża nie wystarczą – mota się. „Być może… w ostatecznych przypadkach… pochylimy się… ale tylko mając precyzyjnie wyliczone środki… do tej pory źle wydawane…”.

Piszę ten komentarz jako człowiek, którego potraktowano tak, jak gdyby miał ujemne IQ. A także jako kobieta, która nie może mieć dzieci. W miejscu gdzie kończą się plecy mam wasze kliniki andrologii (bez urazy, panowie) i wasze fałszywe pitolenie o rodzinie, obowiązkowo ze słowem „narodowy” w nazwie. Każda złotówka, którą odebraliście z rządowego programu finansowania in vitro jest złotówką, z której okradliście tych, którzy owej błogosławionej, świętej rodziny nigdy nie założą. Dzięki wam.

[crp]
Exit mobile version