Site icon Portal informacyjny STRAJK

Jak myśleć o lepszym świecie, skoro gdzieś za rogiem płonie salon Porsche

fot. Zuzanna Kochel

Trudno przejść obojętnie wobec tego, co dzieje się w Hamburgu. W ciągu dwóch dni odbyło się tam kilkadziesiąt protestów.  Wszystkie z okazji szczytu przywódców państw G20. Demonstrowali związkowcy, studenci, zieloni, chrześcijanie. W większości były to zgromadzenia pokojowe – grzeczne przemarsze, pacyfistyczne sit-downy czy pląsanie w rytmie techno pod hasłem „wolę taniec niż G20 „. We wszystkich wydarzeniach wzięło udział grubo ponad 100 tys. osób. Uwaga mediów skupiła się jednak głównie na antykapitalistach. To właśnie na konfrontacje z „czarnym blokiem” i towarzyszącymi mu grupami od kilku miesięcy szykowały się władze niemieckiego miasta. Hamburg został z tej okazji zamieniony w miasto strasznej przyszłości – ograniczenia praw obywatelskich i prawa do zgromadzeń; wszechobecna inwigilacja, strefy specjalnego nadzoru, wreszcie – militarne oddziały uzbrojone w dostarczony prosto z wojskowych laboratoriów sprzęt. Zgodnie z oczekiwaniami, uliczny rozpierdol stał się faktem. Bilans to demolka przestrzeni publicznej kilku dzielnic, puszczone z dymem placówki międzynarodowych korporacji i ponad dwustu rannych policjantów. Nie po raz pierwszy i nie po raz ostatni. Kto pamięta Genuę i Seattle, ten wie, że zorganizowane siły antysystemowej wielości podążają za władcami tego świata, wysyłając sygnał – nie przestaniemy, dopóki o naszej przyszłości będzie decydować grono wątpliwej reputacji satrapów i sługusów wielkiego kapitału.  Ten sygnał został wysłany również z Hamburga.

Tym razem stawka jest jednak wyższa niż wcześniej. Nie chodzi wyłącznie o sprzeciw wobec dyktatury ponadnarodowych korporacji, erozję demokracji na rzecz władzy pieniądza czy redukcję praw pracowniczych. Walka toczy się  o ocalenie naszej planety przed klimatyczną apokalipsą, do której zbliża nas kolejne decyzje najpotężniejszego polityka na świecie. Prezydent USA Donald Trump wypowiedział niedawno paryskie porozumienie klimatyczne, co oznacza, że Stany Zjednoczone mogą emitować gazy cieplarniane według własnego uznania. W efekcie dynamika zmian może stać się procesem nieodwracalnym i nie do zastopowania już za kilka lat. Donald Trump jest więc prawdopodobnie największym zagrożeniem dla przyszłości cywilizacji. To również za jego sprawą na Bliskim Wschodzie giną tysiące cywilów, na których domy zrzucane są amerykańskie „bomby wolności”. Sojusznicy obecnego rezydenta Białego Domu to czołowi zbrodniarze tego świata, bo tak tylko można nazwać totalitarną monarchię Saudów. Na szczycie G20 zarówno Trump, jak i król Salman mogli liczyć na najwyższe honory i czerwone dywany. To oni mają decydować o naszym losie.

Są trzy rodzaje protestów: w dobrej sprawie, w złej sprawie i nie mające żadnego znaczenia.  Do tych ostatnich można zaliczyć blokadę miesięcznicy smoleńskiej czy sprzeciw wobec „zorganizowanych tortur elektronicznych”. Nacjonaliści ziejący nienawiścią w stronę uchodźców są typowymi rzecznikami złej sprawy. Większość protestów lokuje się gdzieś pomiędzy kategorią dobra, a braku znaczenia. Ludzie, którzy walczą dziś na ulicach Hamburga są jednymi z tych nielicznych, którzy mają wyczucie, gdzie i kiedy trzeba być oraz protestować, żeby zmienić ten świat na lepszy. To właśnie oni pokazują gest niezgody i świadectwo oporu wobec dyktatury elit ze szklanych biurowców, niszczycielskiej polityki Trumpa czy zbrodni Saudów. Można się oczywiście zastanawiać, czy protesty uliczne w dobie społeczeństwa sieciowego i zdeterytorializowanej władzy kapitału są jedynym obszarem możliwego oporu, Można poddać krytycznej analizie dorobek pokolenia Genui i Seattle, przypomnieć manifestacje przeciwko inwazji na Irak z początku poprzedniej dekady – tyleż imponujące ogólnoświatowym zasięgiem i milionami uczestników, co zupełnie nieskuteczne. Być może opór powinien przenieść się na poziom zorganizowanych i masowych postaw odmowy uczestnictwa w pewnych procesach, co jest możliwe dzięki współczesnym narzędziom komunikacji. Nie można jednak odmówić słuszności i etycznej racji tym, którzy manifestują teraz, pokojowo czy rajotowo – przeciwko dyktaturze oligarchii G20.

Reakcja polskiego internetu na wydarzenia z Hamburga jest drugim aktem żenującego przedstawienia, które ujrzeliśmy przy okazji wizyty Donalda Trumpa w naszym kraju przed kilkoma dniami. Wtedy byliśmy świadkami wazeliniarskiej farsy, okraszonej pustosłowiem, ekspozycją kompleksów, archeologicznym naiwniactwem i występem smutnego kabotyna w telewizji publicznej. Wszystko przy ogólnym aplauzie otumanionej większości i autentycznym przerażeniu mniejszości, która nie utopiła podstawowych zdolności poznawczych w potoku fake newsów. Teraz jest jeszcze gorzej. Polaków najbardziej przeraża gwałt na świętej własności. Jak można walczyć o lepszy świat i dewastować witryny sklepowe? Jakże to bić się z policją? Dlaczego to barbarzyńskie lewactwo puściło z dymem salon Porsche? Kto za to zapłaci? Takie sprawy przyprawiają głęboko zaniepokojonych obywateli o nerwicę żołądków. To jest właśnie działanie liberalnej ideologii w pełnej krasie. Z horyzontu istotności umyka zupełnie fakt, że alterglobaliści protestują przeciwko politykom, których samoloty codziennie obracają gruzy całe obszary miast na Bliskim Wschodzie, przez których ignorancką politykę wysychają kolejne rzeki i jeziora w Afryce, co skazuje setki tysięcy ludzi na migracje. Polacy mają to jednak w dupie. Najważniejszy jest porządek na hamburskiej ulicy i ukaranie chuliganów. Z doprawdy wielką determinacją pracujemy na miano najgłupszego społeczeństwa współczesnego świata.

Exit mobile version