Site icon Portal informacyjny STRAJK

Jak Robert Biedroń stracił mój głos

Jeszcze w 2011 roku, kiedy Robert Biedroń znalazł się na listach Ruchu Palikota w wyborach do parlamentu, kojarzony był wyłącznie jako rzecznik jednej sprawy. Obecnie jest najbardziej rozpoznawalną postacią kojarzoną z lewą stroną sceny politycznej oraz, co ważne, jedyną postacią na lewicy, która może pochwalić się realnymi sukcesami. Tak postrzegane jest jego czteroletnie panowania w 90-tysięcznym pomorskim mieście. ’

W 2014 roku Słupsk był dotknięty najbardziej ostrą formą polskiej choroby posttransformacyjnej. Zadłużenie sięgające 60 proc. budżetu uniemożliwiało inwestycje, bezrobocie szybowało na dwucyfrowym poziomie,  a mieszkańcy byli zdruzgotani nieporadnością poprzedniego włodarza w starciu z wykonawcą projektu akwaparku. Teraz finanse miejskie są na plusie, Biedroń przywrócił względną normalność w polityce mieszkaniowej, poprawił drożność arterii komunikacyjnych, przerobił przyratuszowy parking na ogródek i wykonał jeszcze kilka mądrych, w większości bezkosztowych ruchów, które w połączeniu z nieustanną obecnością prezydenta w mediach ogólnopolskich sprawiło, że mieszkańcy i mieszkanki Słupska po raz pierwszy od bardzo dawna zaczęli odczuwać coś w rodzaju dumy ze swojego miasta.

Robert Biedroń prezentujący przykładną siwiznę na okładach kolejnych weekendowych wydań „Gazety Wyborczej”, mówiący o państwie i demokracji z rozwagą i naturalnością męża stanu, wysyłał do społeczeństwa jasny sygnał – jestem gotowy wziąć na siebie odpowiedzialność. Jego głównym celem jest oczywiście druga tura wyborów prezydenckich w 2020 roku. O starcie wypowiada się tak jak trzeba – nie składa wiążących deklaracji, ale z przyjemnością przyjmuje i komentuje kolejne sondaże, która dają mu na razie trzecie miejsce – za Dudą i Tuskiem. Nie zatem dziwnego, że lewica, niemal cała – od liberałkowatej po radykalnych socjaldemokratów, ujrzała w nim swojego kandydata. Takiego, co może w realnych kategoriach myśleć o władzy, kategorii mocno abstrakcyjnej dla większości aktywu lewej strony. Takiego, co gwarantuje rozsądne podejście do spraw wolności obywatelskich, odrzucającego nacjonalizm, mówiącego wprost o likwidacji IPN i zbrodniach żołnierzy wyklętych. Przyznam, że Robert Biedroń momentami potrafił zauroczyć również mnie.

Wczoraj Biedroń przyznał się do współpracy z Leszkiem Balcerowiczem. Ba, podobno trwa ona już od jakiegoś czasu. W rozmowie z trójmiejską „Wyborczą” zapowiedział, że guru polskich neoliberałów odwiedzi wkrótce Słupsk w ramach serii spotkań konsultacyjnych.  „Zdajemy sobie sprawę, że finanse można podreperować zawsze. Stąd wizyta pana Balcerowicza” – wyjaśnił, wyrażając jeszcze zadowolenie z faktu, że architekt transformacji udzieli mu wskazówek za darmo.

Można oczywiście założyć, że określający się jako socjaldemokrata Robert Biedroń próbuje zainteresować sobą oldskulowo liberalny segment elektoratu i ostatecznie zyska dzięki tym umizgom kilka punktów procentowych. Sęk w tym, że nie jest to pierwszy niepokojący sygnał w ostatnim czasie. Nie dalej jak tydzień temu na jego fejsbukowym fanpejdżu pojawiła się gadająca twarz Henryki Bochniarz. Patronka polskich wyzyskiwaczy z okazji dnia kobiet powiedziała kilka słów o imponującej przedsiębiorczości Polek, dodając, że nadal wiele jest do zrobienia na polu feministycznym, bo zbyt mało kobiet zasiada w zarządach spółek i radach nadzorczych. Henryka Bochniarz jest orędowniczką śmieciowego zatrudnienia, deklarowanie bliskości z taką postacią, podobnie jak z Balcerowiczem, jest zwyczajnie obrzydliwe. Biedroń w ostatnich latach mówił sporo o kosztach przemian ustrojowych, o ludziach których system wyrzucił na margines. „Jako prezydent miasta średniej wielkości, dla którego transformacja ustrojowa była trudnym doświadczeniem, dostrzegam społeczne oczekiwanie na aktywną politykę publiczną odpowiadającą na bolączki dnia codziennego” – to cytat ze stycznia 2018 roku!

Szkoda, że Robert Biedroń bardzo szybko zapomniał, że facet, którego zamierza teraz przyjąć w ratuszu jako eksperta, jest głównym architektem antydemokratycznego planu, który doprowadził do społecznej katastrofy, skutki której odczuwamy do dziś wszyscy, w tym również mieszkańcy i mieszkańcy Słupska. Leszek Balcerowicz jest nazywany Paulo Coelho nauk ekonomicznych. Historyczna tragedia polega na tym, że miał okazję wypróbować swoich zaklęć w realności, przez co zostanie zapamiętany jako doktor Mengele polskiej gospodarki. Od Roberta Biedronia, faceta który wyraża spore aspiracje i pokładane są w nim równie poważne nadzieje, powinniśmy oczekiwać nieco wyższej wrażliwości i politycznej mądrości, która pozwoliłaby mu uniknąć  kompromitujących sytuacji. A tak prezydent pomorskiego miasta wysłał nam jasny sygnał, że rozwijając przed nim dywan do Belwederu, postąpiliśmy nad wyraz pochopnie. Szkoda tylko tych mieszkańców Słupska, którym ktoś wpuścił tylnymi drzwiami Balcerowicza.

Exit mobile version