Podobno młodzi “korwinizują”, dopóki nie skończą studiów i nie wejdą na rynek pracy – innej niż programowanie. Dostrzegają wtedy, jak traktowany jest pracownik i rzednie im mina. U mnie korwinizm skończył się, gdy zobaczyłem jak traktowany jest klient. Kojarzycie, co się dzieje, gdy dzwoni do was miły młody człowiek z ofertą telefonu czy kredytu? Próbuje wpłynąć na was wyuczonymi formułkami… aż jest go żal. Podobnie z paniami w drogeriach polecających żel pod prysznic i kartę członkowską. Kiedyś takie naciąganie brałem za odstępstwo od normy. Dziś widzę, że surowo karanym przez pracodawców odstępstwem jest uczciwość.
Przejrzałem na oczy, nomen omen, dzięki laserowej korekcji wzroku. Przez kilka lat po zabiegu było względnie dobrze. Myślałem, że problemy zdrowotne które miałem zdarzają się “bardzo rzadko”, jak zapewniali lekarze. Jednak problemy nasiliły się i poszukałem dodatkowych informacji. Dotarłem do angielskojęzycznych opracowań naukowych i dokumentacji, z których wynikało, że kliniki najzwyczajniej w świecie kłamią, żeby zachęcić do opłacenia niebezpiecznego zabiegu. A zatem kapitalizm zaszedł o jeden most za daleko.
Lekarz to zawód zaufania publicznego. Ma ogromną przewagę w wiedzy i sytuacji życiowej nad pacjentem. Przemiana pacjenta w klienta to groźna aberracja. Jeśli zaś tak dzieje się nagminnie, to trudno o bardziej namacalny dowód na to, że w kapitalizmie żadne wartości nie są ważniejsze od pieniądza. Innowacyjność, doskonalenie, dostarczanie coraz to lepszego produktu? To zaledwie metody przekonywania do przekazania pieniędzy.
By je zdobyć, korzysta się z każdego dostępnego chwytu. Cycki w reklamie samochodu, więzi rodzinne w reklamie leków przeciwbólowych, zaśmiecanie internetu. Reklama, w której dawno przekroczono granice informacji i manipulacji przy wciskaniu produktów szkodliwych: sok okazuje się “nektarem”, ładna buzia makijażem, a łatwy kredyt gwoździem do trumny. Kto tak nie robi, przegrywa w walce na wolnym rynku. Internet i wymiana informacji nie są w stanie uchronić klientów. Firmy same sobie piszą pozytywne komentarze i procesują się o te negatywne.
Gdy to zrozumiałem, zacząłem patrzeć inaczej na moje poprzednie doświadczenia z pracy. Nie mogę powiedzieć, z jakich firm (rozszarpano by mnie), ale są one zarazem różnorodne i bliźniaczo podobne. Dzwonienie do starszych ludzi, żeby zmienili pakiet na droższy (szkolono nas z manipulacji w rozmowie). Pilnowanie się, żeby nie informować o przysługującym prawie do odszkodowania. Dobieranie statystyk, by wydały się wiarygodniejsze. Udawanie, że firma nie jest z Polski. Zastraszanie w negocjacjach wynagrodzenia. Naliczanie opłat za banalne czynności korzystając z niewiedzy klienta. Dopisywanie modnie brzmiących framework’ów, których prawie nie użyto. Promowanie nieistniejących artystów. Przepuszczanie uczniów niezdających egzaminów, żeby rodzice się cieszyli z postępów. Okłamywanie klientów jest niezbędne, by odnieść sukces w biznesie. W ten sposób zyskujemy przewagę nad konkurencją, która akurat gra uczciwie. Pogarda dla klienta i akceptacja amoralności traktowane są jako przejaw… dojrzałości. Mało kto widzi, że postępując tak tworzymy piekło, którego prędzej czy później sami padniemy ofiarą.
Jeśli kapitalizm czasem przyhamuje, to w zasadzie też tylko dlatego, żeby nie stracić na innym odcinku. Przykład? Pralka może zepsuć się niewspółmiernie wcześniej, ale jednak nie tak szybko po zakupie, by klient się zniechęcił. W innej branży warto dopilnować, by nie było zbyt głośno o dziecięcej fabryce butów z Bangladeszu. Albo przyłączyć się do głośnej „równościowej” akcji, zapewnić o swoim poparciu dla szczytnej, a i tak w miarę popularnej sprawy, równocześnie nadal eksploatując pracowników.
Kapitalizm dawno przekroczył granice godnego traktowania ludzi – i pracowników, i konsumentów. Jednych zgniótł, innych zdemoralizował. Co dziś powiedziałbym dawnym kolegom z pracy? Jeśli chcesz zacząć naprawiać świat, następnym razem powiedz swojemu klientowi prawdę. Albo poszukaj innej pracy, bo to co robisz, naprawdę szkodzi ludziom. Wiesz, klient to człowiek, nie rzecz do użycia.
Zastanawiam się, ilu kolegów cokolwiek by zrozumiało.