Całkiem niedawno na Portalu Strajk red. Lewicki wydziwiał nad wynikami ostatniego sondażu, w którym PiS deklasował swoich politycznych rywali. Zastanawiał się (z pewną bezradnością i bez wskazania konkretnego rezultatu) nad przyczynami takich a nie innych wskazań badania opinii publicznej. Nie zamierzam ani z tym polemizować, ani się odnosić.

Oto właśnie rzeczywistość wsunęła nam w ręce gotową odpowiedź, nad znalezieniem której biedził się mój redakcyjny kolega.

Sędzia Małgorzata Gersdorf, była I prezes Sądu Najwyższego była na szosie S8. Obok niej zginął 26 letni motocyklista. Na filmie widać wyraźnie całe zdarzenie od pewnego momentu. Nie można określić przyczyny, dla której motocyklista stracił równowagę, na ogromnej prędkości wywrócił się uderzając o barierkę. Zginął na miejscu. Motocykl, koziołkując w powietrzu przeleciał obok i z przodu samochodu prowadzonego przez męża Gersdorf, Bohdana Zdziennickiego. Samochód przyhamował i pojechał dalej.

Media, prorządowe i opozycyjne, mają teraz używanie. Nie mam złudzeń co do jednych i drugich. Chcę jednak zwrócić uwagę na absolutne mistrzostwo świata, zaprezentowane przez trzymający stronę opozycji portal Interia.

Już tytuł jest świetny: „Tragiczna śmierć motocyklisty na S8. W aucie była Gersdorf i jej mąż”. Proszę przeczytać to powoli i z namysłem. Tytuł opisuje dwa, kompletnie ze sobą niezwiązane fakty. Jakiś motocyklista zginął tragicznie, a w jakimś aucie, nie wiadomo gdzie i po co jadącym była sędzia Gersdorf z mężem. Potem autor opracowania notatki, red. Bartosz Kołodziejczyk, pisze, że „motocyklista stracił panowanie na pojazdem i zaczął robić fikołki”. Fikołki, proszę pana redaktora, to może robić dziecko w piaskownicy, cyrkowiec ku uciesze gawiedzi w cyrku, a nie człowiek, który już w tym momencie prawdopodobnie nie żył. Chciałbym wierzyć, że to przeoczenie autora opracowania i zatwierdzającego notkę do druku reaktora. Bo jeżeli nie, to znaczy, że ktoś chciał przekonać czytelnika, że ten śmiertelny wypadek był jakąś facecją, niewartym zauważenia dowcipem. Ktoś, kto „robi fikołki” nie może być poważny, podobnie jak konsekwencje jego wypadku. To tyle, jeśli chodzi o medium.

A cóż pani Gersdorf? Po pierwsze przeczy słowom swojego męża, w sposób tak samo niewiarygodny jak pamiętne tłumaczenie, że jako urzędujący I prezes Sądu Najwyższego protestowała w obronie SN („Dostałam tę świeczkę od organizatorów. Było ciemno, to ją wzięłam. To nie jest tak że chodziłam i demonstrowałam z tymi świecami”). Sędzia Zdziennicki mówi portalowi Onet.pl,: „Potwierdzam, że braliśmy udział w takim zdarzeniu”, a sędzia Gersdorf twierdzi, że nie byli uczestnikami zdarzenia, ani nawet świadkami.

Wyraża także swoje oburzenie, uważając, że są szykanowani. „Jesteśmy szykanowani. Mamy zabrany samochód. Koleżanka, która z nami jechała, miała cztery godziny zabraną komórkę. Byliśmy osiem godzin wczoraj w prokuraturze w Suwałkach. Taksówką jadąc, bo nie mamy samochodu”. Jeżeli w sprawie śmiertelnego wypadku zabranie samochodu do zbadania, odebranie telefonu komórkowego na cztery godziny i przemieszczanie się taksówką jest dla pani Gersdorf szykaną, to znaczy, że pani sędzia żyje w świecie, który nijak ma się do realnej Polski.

Małgorzata Gersdorf czy chce, czy nie, jest symbolem jej obozu politycznego. Nie przesądzam o jej winie lub jej braku, choć jestem zdania, że kierujący pojazdem małżonkowie sędziowie widzieli wypadek i nie zatrzymali się, zgodnie z przepisami prawa. Wiem jednak z pewnością nie to, jak PiS zdobywa kolejne punkty w sondażach, a raczej jak opozycja traci nawet te resztki swojego poparcia, które do tej pory miała.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Demokracja czy demokratura

Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…