“Jeden zdechł. Wyczuł sytuację, hehe”, “I się spierdział na koniec i tyle. Nosem mu poszło”, “A mówiłem Ci w zeszłym roku, bzykaj?”, “Ale ładny tyłek ma, czyściutki…”- takie rozmowy prowadzą pracownicy w trakcie uboju zwierząt na fermie lisów i jenotów w Starej Dąbrowie. Lisy i jenoty zabija się poprzez porażenie prądem. Pracownik fermy umieszcza jedną elektrodę w odbycie zwierzęcia, drugą w pysku.
Prąd o odpowiednim natężeniu przechodzi przez ciało zwierzęcia, które przez chwilę rzuca się i drży, potem umiera. Zgodnie z prawem, lisy i jenoty powinny być zabijane w miejscu, w którym inne zwierzęta nie widzą umierającego towarzysza. Zwłoki zwierząt powinny być składowane poza terenem, na którym przetrzymywane są żywe zwierzęta. Tymczasem już po raz kolejny aktywiści śledczy udokumentowali łamanie tych i innych przepisów regulujących ubój zwierząt hodowanych na futro.
Nowe śledztwo, te same problemy
10 lutego Fundacja Viva! oraz BASTA! Inicjatywa na Rzecz Zwierząt , w ramach kampanii Stopklatka opublikowały nagrania ze śledztwa przeprowadzonego na fermie lisów i jenotów. Miejsce, z którego pochodzą nagrania, znajduje się w Starej Dąbrówce w woj. zachodniopomorskim. To nowoczesna ferma „o najwyższym standardzie”, jak określiliby ją hodowcy zwierząt futerkowych.
Na nagraniach widać, jak hodowcy wyciągają zwierzęta z klatek i uśmiercają poprzez rażenie prądem na oczach pozostałych zwierząt. W kilku przypadkach hodowca zamiast dotknąć elektrodą pysku zwierzęcia, robi to nieumiejętnie i trafia nią w inną część głowy zadając mu dodatkowe cierpienie. Szokujący jest jednak nie tylko zarejestrowany obraz, ale też sposób, w jaki mężczyźni mówią o zwierzętach.
– Najbardziej poruszył mnie stosunek pracowników do zwierząt. Ich komentarze, żarty, śmianie się tak naprawdę z cudzego cierpienia i śmierci. Rozumiem mechanizm tego zjawiska, to, że aby zabijać setki czujących istot podobnych do psów futrzarze muszą w pewien sposób stępić swoją wrażliwość i odciąć się emocjonalnie od tego, co robią, aby zwyczajnie nie zwariować. Niemniej była to jedna z bardziej przykrych i smutnych rzeczy. Po zobaczeniu tego śledztwa wszyscy byliśmy zwyczajnie przybici – mówi Mikołaj Jastrzębski z Fundacji Viva!.
– Ferma była przez nas obserwowana w sumie przez kilkanaście dni. Zaobserwowaliśmy m.in. przypadki stereotypii i okulawień. Naszą uwagę przykuł szczególnie jeden z lisów, u którego widoczne były niepokojące zachowania mogące wynikać z odczuwania dużego głodu. Gryzł kraty klatki i własny ogon, z pyska leciała mu ślina. Postanowiliśmy, że jeżeli taki stan będzie się utrzymywał, zawiadomimy lekarza weterynarii. Kiedy wróciliśmy na fermę, lisa już nie było. Rozpoczął się ubój. Lisy i jenoty były brutalnie wyciągane z klatek i na oczach innych zwierząt zabijane za pomocą elektrod podłączanych do odbytów i pysków. Wszystkiemu towarzyszyły żarty i śmiechy pracowników. Pozostałe zwierzęta ewidentnie odczuwały duży stres – relacjonuje anonimowy aktywista śledczy.
Zawiadomienie do prokuratury
Fundacja Viva! wraz z adwokat Katarzyną Topczewską złożyła wczoraj zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa znęcania się nad zwierzętami poprzez zabijanie lisów i jenotów na oczach innych zwierząt oraz nieumiejętny ubój powodujący dodatkowe cierpienie zwierząt.
Czas na zakaz
Każdego roku na futro zabijanych jest w Polsce około 6 milionów zwierząt. Polska zajmuje pod tym względem drugie miejsce w Europie, a trzecie na świecie. “Podczas gdy w innych krajach zakazuje się tego przemysłu ze względu na związane z nim cierpienie zwierząt, w Polsce lobby uniemożliwia wprowadzenie dobrych zmian w prawie dla zwierząt” – piszą w informacji prasowej aktywiści.
– Już od kilkunastu lat słyszymy o wdrażaniu skuteczniejszych kontroli na fermach, o certyfikatach, znakach jakości, itd. Za chwilę usłyszymy, że ta ferma to wyjątek, a związki hodowców się od niej odcinają. To tylko woda na młyn dla mediów. Przemysł futrzarski nie będzie się nigdy sam skutecznie kontrolował, ponieważ nie leży to w jego interesie – komentuje Cezary Wyszyński, prezes Fundacji Viva!
Zaostrzenie przepisów poparł wtedy Jarosław Kaczyński, swoje stanowisku wyraził w nagraniu dla Fundacji Viva!. Lobby futrzarskie, ze Szczepanem Wójcikiem, “norkowym potentatem” na czele oraz o. Rydzykiem w tle, doprowadziło do wykreślenia większości chroniących zwierzęta zapisów z projektu. Zostało jedynie zaostrzenie kar za znęcanie.
Po wspólnej batalii wszystkich największych organizacji zajmujących się ochroną zwierząt udało się ostatecznie zablokować prace nad tą ustawą. W ciągu kilku dni zebranych zostało ponad 180 tys. podpisów pod petycją, a połączony klub Kukiz’15 i PSL wydały oświadczenie odcinające się od projektu Sachajki. Zdaje się jednak, że to nie koniec. Aktywiści spodziewają się kolejnych prób wprowadzenia zmian prawnych działających na niekorzyść organizacji prozwierzęcych.
– Wiem, że futrzarze nie ustaną w staraniach, aby ograniczyć nam możliwość publikowania nagrań z ferm, czy ratowania zwierząt. Organizacje prozwierzęce skutecznie ujawniają warunki panujące na fermach zwierząt futerkowych i to, jak bardzo warunki te nie odpowiadają potrzebom hodowanych na futro gatunków. Futrzarze od 2-3 lat opowiadają, że powinno nam się odebrać uprawnienia do interwencyjnych odbiorów zwierząt. Wiedzą, że dzięki temu światło dzienne ujrzałoby znacznie mniej materiałów z ferm futrzarskich, a im łatwiej byłoby opowiadać, że na fermach są świetne warunki – mówi Mikołaj Jastrzębski.
Póki co materiał ze śledztwa obiega wszystkie media, prokuratura została powiadomiona o możliwości popełnienia przestępstwa, a aktywiści dalej działają w terenie, by ujawniać rzeczywiste warunki, w jakich przetrzymywane są zwierzęta hodowlane, w tym zwierzęta hodowane na futro.
Petycję na rzecz ustanowienia zakazu hodowli zwierząt na futra można podpisać tutaj.