Od kilku dni tzw. prawicowy internet zanosi się szlochem, bo YouTube usunął kanał WRealu24. Wcześniej nadawca ten był kilka razy zawieszany. Za każdym razem z tego samego powodu – prezentowane treści gloryfikowały przemoc lub podżegały do przemocy wobec drugiego człowieka lub grupy ludzi. Miarka się przebrała, kiedy redaktor naczelny Marcin Rola przeprowadził transmisje z marszu nacjonalistów, którzy w rocznicę Powstania Warszawskiego krzyczeli na ulicach stolicy, że chcieliby zabijać swoich wrogów.
Załamany Rola wygłasza kolejne płaczliwe komunikaty. Uważa, że jego portal padł ofiarą cenzury, w dodatku w okresie przedwyborczym, mówi też, że „komuna wróciła”.
Niestety, nie wróciła. Zresztą nie trzeba być komunistą, wystarczy być po prostu przyzwoitym człowiekiem, by czuć odrazę do treści publikowanych na WRealu24. Portal ten publikuje newsy z potężnym ładunkiem manipulacji, odwraca sens zjawisk, szczuje, aktywuje szkodliwe stereotypy, a jego redaktorzy używają knajackiego, często stygmatyzującego języka. To portal, który krzywdzi ludzi. Zwłaszcza słabszych i grupy, które i tak borykają się z prześladowaniami, niedostatkiem czy dyskryminacją. Muzułmanie? Podkładają bomby i gwałcą zwierzęta. Feminiski? Wieszakowate pasztety z wąsem, jełopy, ameby, sklonowane owce. Uchodźcy? Przybyli, aby nas mordować i zniszczyć naszą cywilizację. LGBT? Agresywna, napastliwa grupa, zagrożenie dla normalności. Kraje Europy Zachodniej? Pogrążone w anarchii zamieszek wywołanych przez uchodźców. Magda Żuk, kobieta zamordowana w Egipcie „nie pojechała tam robić fajnych rzeczy”.
Z telewizji i serwisu newsowego WRealu24 wyłania się paranoiczna, przekręcona na opak wizja świata. Grupy prześladowane są prześladującymi, ofiary – agresorami, stabilność – chaosem, tolerancja – atakiem.
Oczywiście dobrze się stało, że ten kanał zniknął. Co więcej, Rola ma rację mówiąc, że mamy do czynienia z cenzurą – z prewencyjną i represyjną. W niektórych przypadkach jest ona konieczna. Szczególnie, gdy mamy do czynienia z produkcją informacji nastawioną na wykształcenie postaw zagrażających bezpieczeństwu innych bądź uderzających w godność określonych grup. Kiedy news zawiera informacje mogącą wzbudzić agresje w stosunku do mniejszości bądź wytworzyć fałszywe przeświadczenie o zamiarach danej grupy, wydawca takiego medium nie może chować się za zasłoną wolności słowa.
W przypadku kanału WRealu24 sprawa jest prosta – szczuł, siał nienawiść, dawał platformę przemocowym treściom – łamał regulamin, a więc został usunięty. Nie widzę żadnego powodu by stawać w obronie nadawców takich treści. Podobnie, jak nie sprzeciwiam się, gdy ochrona centrum handlowego wyrzuca typa, który wygraża chłopakom trzymającym się za rękę albo hinduskim studentom.
Kluczowe pytanie brzmi jednak: kto i za pomocą jakichś środków powinien reagować na działalność patrostrimerów czy producentów fejkowych informacji? W końcu YouTube, Facebook czy Twitter nie są instytucjami publicznymi, ani organami aparatu sprawiedliwości, a przestrzeń w ramach której tworzone są treści jest obszarem prywatnej jurysdykcji.
W moim odczuciu nie może dłużej trwać sytuacja, w której cedujemy całą odpowiedzialność za kontrolę i moderację treści – dyskusji, działalności publicystycznej, a nawet, co jest znakiem czasów, stosunków dyplomatycznych – na platformy nie poddające się żadnej demokratycznej kontroli społecznej. Bo kiedy społecznościowy gigant wyrzuca rasistów, homofobów czy religijnych fundamentalistów – nie mamy z tym żadnego problemu. Ale ten olbrzym również prowadzi swoją grę polityczną, ma swoje określone celem i zdefiniowane zagrożenia. Naiwnością byłoby sądzić, że zawsze będzie działać w imię wolności i demokracji.
To my jesteśmy ludem pracującym na fortuny właścicieli YouTube’a, Twittera i Facebooka. Bez naszych więzi, treści i afektów cała ta machina nie miałaby racji bytu. Socjal media bazują na realnie istniejących strukturach społecznych, dając jedynie technologiczną bazę do ich komunikacji. Nie mamy jednak żadnego wpływu na proces tworzenia i egzekwowania regulaminów, czyli de facto proces stanowienia prawa. Nie głosujemy nad kształtem ani kierunkiem rozwoju rzeczywistości, która stanowi coraz znaczniejszy obszar naszego życia.
Patologiczne zjawiska to wycinek szerszego problemu, którym jest alienacja z procesu decyzyjnego i deficyt demokratycznego współdecydowania w strukturach sieciowych będących własnością kapitału prywatnego. Na tym polu też potrzebujemy batalii o wolne sądy.