Kandydat PiS na prezydenta Warszawy chce podnieść wodę w Wiśle, a także udrożnić Narew i Pisę, aby można było połączyć Mazowsze z Mazurami. To poniekąd zbiega się z planami ministra gospodarki morskiej. Tylko że w dzisiejszych realiach globalnego ocieplenia pomysł trąca kiełbasą wyborczą. Na dodatek zatrutą.
– Udrażniamy Warszawę dla sportu, turystyki i rekreacji. Jeżeli Warszawa ma wykorzystywać wszystkie swoje naturalne atuty, musimy przywrócić wartość Wiśle. Wisła musi znowu pełnić swoją funkcję gospodarczą. Musimy przywrócić możliwość warszawiakom żeglowania na jeziora mazurskie, tak jak to było dawniej. Przez wiele lat zaniedbań, trzeba to zrobić od podstaw. Gospodarka Warszawy na tym skorzysta – mówił Patryk Jaki na konferencji nad Wisłą, gdzie ogłosił triumfalnie: – Zakończyliśmy udrożnianie Kanału Żerańskiego. Już dziś warszawiacy mogą pożeglować do Jeziora Zegrzyńskiego. Należało się im to od dawna.
Nie jest to do końca prawda. Ten odcinek jest trudny do pokonania, ponieważ poziom wody w Wiśle jest bardzo niski. Jaki proponuje więc budowę stopnia wodnego w okolicy Łomianek i stopniową kaskadyzację Wisły.
Jaki: Wisła w perspektywie lat może się zmienić nie do poznania. Sprawić, że gospodarka Warszawy zyska pozytywnego kopa#300POLITYKALIVEhttps://t.co/KA4FV6NzaV pic.twitter.com/g5Sv7vhpQw
— 300Polityka (@300polityka) 3 sierpnia 2018
Ministerstwo Gospodarki Wodnej i Żeglugi Śródlądowej pod wodza Marka Gróbarczyka widzi to jako projekt wieloletni i kosztowny: otwarcie Pisy, Wisły i Narwi na Jeziora Mazurskie ma kosztować około 400 mln zł.
Ekolodzy sprzeciwiają się sztucznej regulacji koryt rzek, pomysł zarówno ministerstwa, jak i kandydata Jakiego uważają za chybiony.
– Plus dla Jakiego za to, że kolejny raz bierze na warsztat problemy z ekologicznej puli – komentuje dla Strajk.eu Andrzej Gąsiorowski, prawnik z Sochaczewa, zaangażowany obrońca tamtejszego dziedzictwa przyrodniczego. – Ale szkoda, że politycy nie zaczną myśleć racjonalnie nad propozycjami radzenia sobie ze skutkami globalnego ocieplenia w tym kraju. Żadne sztuczne stopnie i tamy nie pomogą, jeśli wody będzie po prostu za mało – jedyny sposób na to, aby tę wodę oszczędzić i zachować, to rezygnacja z melioracji, postawienie na mniejsze zbiorniki, pozwolenie, by zadziałały bobry. Czyli powrót do natury. W dobie szalejącego antropocenu tylko to może pomóc. Smutna jest natomiast refleksja, że to już kolejny raz, gdy prawicowy kandydat odnosi się w swojej kampanii do zagadnień ekologicznych, które liberałowie pomijają. Oczywiście, jest to cyniczna gra – tak samo jak były nią obietnice profitów towarzyszących adopcji zwierząt. Jest łatwa do przejrzenia, smuci natomiast fakt, że obóz liberalny udaje, że ta tematyka nie istnieje. To czym oni chcą te wybory wygrać? – podsumowuje Gąsiorowski.
– Pomysł Patryka Jakiego wpisuje się w antyekologiczną politykę rządu PiS. Pozorowane działania w kwestii smogu, wycinki w Puszczy Białowieskiej, opór w tworzeniu nowych parków narodowych czy przekop Mierzei Wiślanej to niektóre z przejawów tej polityki – powiedział z kolei Strajkowi.eu Robert Maślak, członek Rady Krajowej Partii Razem, biolog z Uniwersytetu Wrocławskiego. – Uzyskanie czwartej klasy żeglowności rzek, tak jak to planuje rząd, to jest prostowanie, poszerzanie i kaskadyzacja rzek, wyrównanie ich głębokości, stabilizacja poziomów wody czyli drastyczne naruszenie ciągłości ekosystemu. Efektem będzie większe ryzyko powodzi, zniszczenie siedlisk rzadkich gatunków zwierząt, szczególnie ptaków. Ucierpią ludzie i przyroda. Jest to polityka krótkowzroczna, obliczona na efekt propagandowy, za który zapłacą przyszłe pokolenia. Tak jest np. w Niemczech, gdzie rzeki uregulowano, a dziś rząd wydaje ogromne pieniądze na renaturyzację. Konsekwencje tego odczują nawet rybacy, którzy dziś w ujściu Wisły narzekają na foki wyjadające łososie z sieci. Ryby te rozmnażają się w górnych biegach rzek. W jaki sposób mają tam dopłynąć, jeśli przegród na rzekach będzie jeszcze więcej?