16 października minie kolejna, zapewne hucznie i z pompą – jak to jest w kraju XXI-wiecznej quasi-teokracji i pomieszania sacrum i profanum – obchodzona rocznica wyboru Karola Wojtyły na papieża. To już 43. tego typu dzień w kalendarzu polskich rocznic. Im dalej, tym bardziej to wszystko sztuczne i nieszczere. A obalić bezrefleksyjnego, irracjonalnego i zwyczajnie szkodliwego kultu jakoś nikt nie może.
Dorobiliśmy się naszego własnego fundamentalizmu. I nie świadczą o tym nawet setki kiczowatych pomników, hurtem nadane szkołom i wszelkim placówkom edukacyjno-kulturowym jego imię, pseudo-naukowe stawianie nauk Wojtyły jako drogowskazu dla polskich dzieci i młodzieży. Mamy falę obskuranctwa i bigoterii, która czerpie natchnienie z nauk, głosu i wystąpień Jana Pawła II. Krytykując rządy talibów w Afganistanie i wyrażając głośno niezadowolenie z powodu zwycięstwa konserwatywnego islamu, polski mainstream wzdryga się przed zastanowieniem: czym to się w zasadzie różni od fundamentalizmu katolickiego, jaki zbudowano na bazie nauk i pontyfikatu Wojtyły?
Fundamentalizm oparty o źródła religijne jest zawsze sprzeciwem, reakcją, efektem zmian w świadomości społecznej i rzeczywistości z tym związanej. Jest też – patrząc szerzej – wiarą w swoją nieomylność, piękno, prawdy wyznawane i wartości kultywowane. To przekonanie o swej doskonałości, zakładające istnienie absolutnego autorytetu. To swoiste ubóstwienie jakiegoś guru, mesjasza czy charyzmatycznego przywódcy, kult bezrefleksyjny. Filozof baskijski Fernando Savater zauważył, że papież Karol Wojtyła zwalczał każdy fundamentalizm – oprócz swojego. Współcześni topowi dziennikarze, publicyści, komentatorzy polskiego życia publicznego nie mają z tym problemu. Papież Polak nadal jest czczony bałwochwalczo, bo kult ten trudno już nawet nazywać chrześcijańskim. A jego dziedzictwo nie tylko straszy, ale jest twórczo rozwijane.
1 października 2021 r. red. Maciej Wiśniowski napisał na tych łamach o skrajnie fundamentalistycznym wniesionym do Sejmu projekcie zmian w ustawie o zgromadzeniach. Pod tymi nieludzkimi, antydemokratycznymi rozwiązaniami podpisało się ponad 140 tys. osób. To z przekazu nauk Jana Pawła czerpali natchnienia i pomysły dla swego działania. Z tego źródła wychodzą wypowiedzi i idee takich ludzi jak Kaja Godek, minister edukacji Przemysław Czarnek, członkowie Ordo Iuris, ukryci i zza kulis wpływający na polskie życie publiczne działacze Opus Dei. A to tylko pierwsze z brzegu przykłady. Zresztą, czy krytykowany i wyśmiewany za średniowieczne pomysły Przemysław Czarnek jest naprawdę tak odosobnioną figurą? Przed nim pełniący to samo stanowisko: Dariusz Piontkowski, Roman Giertych, Ryszard Legutko, Joanna Kluzik-Rostkowska, Katarzyna Hall, Mirosław Handke czy nawet Andrzej Stelmachowski wykazywali większą dbałość o sprawy kościelno-religijne w oświacie niż o neutralność i świeckość nauczania państwowego. O niechlubnej roli Hanny Suchockiej czy Anny Radziwiłł, która stała za wprowadzeniem religii do szkół niezgodnie z ówczesnym prawem, nawet nie warto wspominać. To jeden, papieski duch antymodernizmu i antykomunizmu.
Z mitem bardzo trudno się rozstać, gdyż wtedy rozpada całość zbudowanej na nim narracji, a rzeczywistość jawi się jako fikcja. Polska nierzeczywistość wobec cywilizowanego i nowoczesnego świata nie jest w stanie wyzwolić się z tego mitu oraz równolegle z nim funkcjonującego mitu „Solidarności”. Świat o ponurych stronach owego ”pontyfikatu tysiąclecia” mówił i pisał od dawna. W Polsce nawet w obliczu skandali targających od wielu lat Kościołem Jan Paweł II nie był otwarcie przez mainstream racjonalnie i krytycznie oceniany. Pogłębionych analiz wiążących ofensywę polskiej dewocji, obskurantyzmu i kołtuństwa z naukami Jana Pawła II i jego pontyfikatem brak.
Trzeba jasno i wyraźnie stwierdzić – to w tym pontyfikacie tkwi geneza ofensywy powszechnego i agresywnego fundamentalizmu, który degeneruje samą istotę wiary religijnej.
Kult przeszłości, uwielbienie własnych dokonań i bezkrytyczna admiracja wyznawanych wartością stanowi pożywną glebę dla wszelkich mitów i fantasmagorii. Polskie szafy puchną od kolejnych, zasiedlających je szkieletów niezdekonstruowanych faktów historycznych. Ten obskurancki trend zawłaszczający polskie imaginarium to też efekt indoktrynacji w hiper konserwatywno-prawicowym i anty-postępowym wymiarze, opartej na naukach Karola Wojtyły. Nie wierzycie? Aby się przekonać, wystarczy tylko sięgnąć po to, co on tak naprawdę mówił. Czego nauczał, co przekazywał w podpisywanych dokumentach, co ogłaszał ex cathedra podczas spotkań z wiernymi. Doskonale te zależności – między fundamentalizmem a opresją opisuje Hubertus Mynarek, niemiecki religioznawca i filozof, mówiący, iż kulty Stalina, Hitlera, Mao, ale też Rona Hubbarda (w Scientology Church), maharadży Mahesha (medytacja transcendentalna) i wielu innych były i są podporządkowane prawidłowościom fundamentalistycznym. Ubóstwienie musiało przekładać się na wzrost zachowań obsesyjnych, nietolerancji, opresji – wobec wszystkiego co nie mieści się w wąskim przedziale świadomości fanatyków. Kult papieża Polaka i jego owoce wpisują się w ten sam mechanizm. Przerabiamy to właśnie na żywo.