Jarosław Kaczyński w 2016 roku ma wszystko, o czym liderzy poprzednich obozów władzy mogli jedynie pomarzyć: stabilną większość w obu izbach parlamentu, niezłą koniukturę gospodarczą, społeczą wdzięczność za uruchomienie 500 plus oraz słabą i skompromitowaną opozycję, ustępującą partii wodza w zdolności do kreowania i kontroli zbiorowych emocji. W takiej sytuacji rządząca partia powinna ze spokojem wdrażać wyborcze obietnice, realizować politykę „ciepłej wody w kranie”, a przede wszystkim – unikać kontrowersji, które mogłyby wywołać sztorm na spokojnym dotąd morzu. Wygląda jednak na to, że kapitan, mający dotąd opinie nieomylnego, dał się wmanerwrować w zupełnie niepotrzebną potyczkę, której wygrać nie zdoła, a stracić może wszystko.
Wydawało się, że prezes wyciągnął wnioski z największej od początku rządów swojej partii erupcji protestów społecznych. Skala, rozmach i energia strajku kobiet wyraźnie wstrząsnęły Nowogrodzką. Kaczyński był przekonany, że taką zdolnością szybkiego reagowania dysponują wyłącznie jego akolici. Okazało się, że flirt z katolickimi fundamentalistami wywołał groźną, bo stawiającą w stan ulicznego gniewu, antagonizację sporej części społeczeństwa przeciwko pisowskiej władzy. Stąd też wódz nakazał swoim senatorom opracowanie projektu ustawy w mniejszym stopniu ograniczającego dostęp do aborcji, a kilka dni później oświadczył, że żadne zmiany w tym zakresie nie są planowane. Radykałowie z Ordo Iuris nie kryli rozczarowania, prawicowe media ganiły władzę za miękkość, a liberałowie i lewica świętowali pierwszy od dawna sukces. Według zdecydowanej większości komentatorów Kaczyński przegrał, bo wystraszył się ulicy, a opozycja przełamała psychologiczną dominację obozu władzy.
Minął tydzień i prezes znów przemówił irracjonalnym językiem katolickiego talibanu. W wywiadzie dla PAP zapowiedział wprowadzenie zmian mających na celu ograniczenie liczby wykonywanych aborcji. Według Kaczyńskiego od podmiotowości, a także zdrowia kobiet ważniejszy jest spokój duszyczek płodów, które choćby nawet uszkodzone i zdeformowane, muszą się narodzić, aby kapłan mógł je ochrzcić, a Pan Jezus zabrać do Nieba. W ten sposób wysłał społeczeństwu czytelny sygnał: poparcie dla projektu Ordo Iuris nie było przypadkiem, jesteśmy rządem, który chce zainstalować w społeczeństwie normy wywodzące się z nauk najbardziej radykalnego odłamu religii, zrażając do swojej formacji, prawdopodobnie ostatecznie, część społeczeństwa hołdującą podstawowym zasadom liberalnej demokracji. Po raz kolejny okazało się, że grupa ultrakonserwatywnych mężczyzn z sadystycznie zaciśniętymi zębami, używając prawnego oręża, zamierza dokonać głębokiej ingerencji w sferę wolności kobiet. Ekipa Kaczyńskiego nie odrobiła lekcji z wyników badań postaw politycznych według kryterium płci. A te jasno pokazują, że w ciągu ostatniej dekady doczekaliśmy się wysypu młodych mężczyzn o poglądach bardziej zachowawczych niż ich rodzice i młodych kobiet o światopoglądzie liberalno-lewicowym. PiS może więc bezpowrotnie stracić możliwość przekonania do siebie znacznej części społeczeństwa.
Prawo i Sprawiedliwość jako partia sprawująca władzę, pierwsza w historii III RP dokonała tak znaczącego odejścia od liberalno-demokratycznego konsensusu, czego wyrazem jest zarówno instrumentalizacja organów państwa, naruszenie zasady trójpodziału władzy, jak i wykorzystywanie instytucji i mediów publicznych do utrwalania własnej dominacji politycznej. Dopóki jednak kolejne akty przekraczania-tego-co-nieprzekraczalne były dokonywane przy zachowaniu logiki politycznej i chłodnej kalkulacji, wszystko działało zgodnie z planem. Wydaje się jednak, że obecnie do głosu doszły emocje. Dzisiejsze słowa prezesa są na to dowodem. Ponowne rozpętanie wojny ideologicznej na niewygodnym polu przy wysokim morale przeciwnika daje podstawy, by sądzić, że mały wódz prowadzi swoją armię prosto na Waterloo.