Stolica Jemenu płonie podczas saudyjskich bombardowań / fot. Wikimedia Commons

Nie będzie wytchnienia dla mieszkańców Jemenu. Partyzanci Huti, wspierani przez Iran, zgodzili się na zawieszenie broni, ale zwolennicy obalonego prezydenta Hadiego, finansowani przez Arabię Saudyjską, już nie.

Sana, stolica Jemenu po jednym z nalotów koalicji sunnickiej / wikipedia commons
Sana, stolica Jemenu, po jednym z nalotów koalicji sunnickiej / fot. Wikimedia Commons

Propozycję kolejnego już rozejmu złożył walczącym stronom amerykański sekretarz stanu John Kerry. Jemen to dla niego ostatnia szansa na wielki sukces w polityce na Bliskim Wschodzie – za tej kadencji Obamy fiaskiem zakończyły się już jego wysiłki na rzecz wsparcia nowych rozmów izraelsko-palestyńskich, nie mówiąc już o działaniach związanych z wojną w Syrii. Wszystko wskazuje jednak na to, że i tym razem pokoju nie będzie, a ludzie nadal będą ginąć. Tylko przedwczoraj w walkach między zwolennikami Hadiego a Huti życie straciło 51 osób. Zawieszeń broni w Jemenie było do tej pory pięć. Ostatnie załamało się niemal natychmiast po ogłoszeniu; szóstego nie będzie w ogóle.

Huti byli skłonni na propozycję Kerry’ego się zgodzić, m.in. dlatego, że ich irańscy protektorzy są obecnie skupieni na walkach z Państwem Islamskim. Utrzymanie swoich wpływów w Iraku oraz Syrii traktują jako priorytet i sprawę znacznie bardziej obiecującą. Do zawieszenia broni zamierzała przystąpić również dowodzona przez Arabię Saudyjską koalicja, której celem jest pokonanie partyzantów. Tu jednak mieliśmy do czynienia z gestem wyłącznie propagandowym, gdyż strona, w imieniu której Saudowie prowadzą interwencję, natychmiast sugestie Kerry’ego odrzuciła (o czym w Ar-Rijadzie nie mogli nie wiedzieć). Mowa o siłach wiernych prezydentowi Abd Rabbuhowi Mansurowi Hadiemu, którego Huti pozbawili władzy w 2012 r. Minister spraw zagranicznych w rządzie wiernym Hadiemu, Abd al-Malik al-Michlafi stwierdził, że Kerry nie złożył poważnej propozycji, a jedynie „nic nie znaczącą deklarację”. Oznajmił ponadto, że zawieszenie broni pozwoliłoby Hutim na zbyt wiele, a są oni i popierający ich szyici w kraju tylko mniejszością. Gwoli precyzji uzupełnijmy tę wypowiedź, przypominając, że owa mniejszość to 44 proc. populacji Jemenu.

Wojna będzie zatem trwała dalej, aż do całkowitego wyniszczenia kraju, który i tak należał przed 2012 r. do najbiedniejszych państw arabskich. W ostatnich dniach ciężkie walki toczyły się w pobliżu Taizu w południowo-zachodniej części kraju oraz o miasta Midi i Harad. Według ONZ 21 mln (na 25 mln) mieszkańców Jemenu pilnie potrzebuje pomocy humanitarnej, w tym dostaw żywności i podstawowych leków. Zawieszenie broni miało dać szansę na ich dostarczenie.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Koalicji Lewicy może grozić rozpad. Jest kłótnia o „jedynkę” do PE

W cieniu politycznej burzy, koalicja Lewicy staje w obliczu niepewnej przyszłości. Wzrasta…