Site icon Portal informacyjny STRAJK

Jerzy Urban nie żyje

Jerzy Urban w swoim domu w Konstancinie / fot. Zuzanna Kochel

Powiedzieć, że wraz ze śmiercią Jerzego Urbana odchodzi w przeszłość pewna epoka dziennikarstwa, to za mało. Właściwsze byłoby, moim zdaniem, sfromułowanie, że odchodzi bezpowrotnie cały model tego zawodu.

Miałem zaszczyt pracować z Jerzym Urbanem 25 lat. Ćwierć wieku. Szmat czasu. Pamiętam, gdy przyszedłem wprost z ulicy do ostatecznie kształtującej się redakcji tygodnika „NIE”, i zapytałem o pracę. Urban poprosił mnie o próbki tekstów. Gdy je przyniosłem i następnego dnia się zjawiłem w redakcji po ocenę, Urban zadał tylko mi jedno pytanie: „Ile pan zarabia w swojej obecnej pracy?” Po otrzymaniu odpowiedzi, rzekł: „Daję panu trzy razy tyle. Za dobry tekst płacę tak, że miesiąc może pan już nie pracować”. Słowa dotrzymał.

Był człowiekiem mądrym, przenikliwie myślącym i sprawiedliwym. W dzisiejszych wspomnieniach, pisanych w różnych mediach zazwyczaj przez ludzi nie mogacych, z racji wieku, pamiętać znaczenia jego tekstów w PRL, zwraca się przede wszystkim uwagę na pracę Urbana jako rzecznika rządu w czasie stanu wojennego i rolę tygodnika „NIE” w najnowszej historii Polski. To tylko część opowiadania o Jerzym Urbanie i chyba nie najważniejsza. Owszem, tygodnik „NIE” przejdzie do historii polskiej prasy. Jednak równie ważne, jeśli nie ważniejsze, były jego artykuły w „Polityce”, w czasach „Solidarności” i działania podczas przygotowania Okrągłego Stołu. Jerzy Urban był nie tylko świadkiem epoki, ale też  jednym z ważnych jej twórców. Kiedyś pewnie my lub nasi potomkowie dowiedzą się wielu szczegółów z tammtego okresu.

Złośliwości lub obelgi, pisane przez autorów tekstów powstałych ostatnio z okazji jego śmierci świadczą zazwyczaj o tym, czego Urban prawdziwie nie znosił: głupocie i braku umiejętności sprawdzania źródeł. Nigdy nie udawał, że tygodnik „NIE” (jak i jego teksty w innych mediach zresztą) jest obiektywny. Przeciwnie, czytelnik miał wiedzieć, co bierze do ręki. Jednak wymagał, by zbierać informacje do tekstów obiektywnie. Wiarygodność tygodnika była dla niego najważniejsza. I jeszcze jedno: pisaliśmy, co chcieliśmy. Oczywiście, linia redakcji była określona i Urban dobierał sobie współpracowników zgodnie z jej zasadami, dość ogólnymi zresztą. Ale publikował teksty nawet wtedy, gdy miał inne zdanie niż ich autor.

Cześć Jego pamięci!

 

Exit mobile version