Taki komunikat, zaraz pod wielkim napisem „Błąd 404” wyświetla się w linku, który jako pierwsza wygrzebała z odmętów Twittera znana „superniania”, psycholożka Dorota Zawadzka, obnażając hipokryzję kandydatki PiS na urząd Rzecznika Praw Dziecka. Pięć lat temu, czyli dokładnie tyle, ile trwa jedna kadencja na tym stanowisku, Sabina Zalewska dowodziła w swojej publikacji „Pomiędzy prawami dziecka a pajdokracją. Refleksja nad Kartą Praw Dziecka”, że ten urząd to fanaberia przewrażliwionych ideologów.
Jaki jest według oficjalnej kandydatki, z glejtem Centrum Informacyjnego Sejmu, najlepszy dowód na postęp pajdokracji w Polsce? Stworzenie instytucji RPD, która podobnie jak „mnożenie kampanii o maltretowaniu dzieci przez opiekunów” i „zakaz karania fizycznego za nieposłuszeństwo” ma „oblicze ideologiczne”.
Treść owej rozprawy teoretycznie została już usunięta ze strony kandydatki, choć w praktyce, w internecie – jak w przyrodzie – nic nie ginie (polecamy szczególnie ostatni rozdział. Przywoływany wcześniej Janusz Korczak nie tylko przewraca się w grobie, ale przypuszczalnie wiruje już wokół własnej osi). Zagwozdka: czy pani rzecznik in spe zawstydziła się swoich wcześniejszych wynurzeń? Może w międzyczasie została pajdokratką? A może po prostu skumała, że PiS może się obrazić, bo jednak to trochę głupio wygląda w papierach, kiedy godzisz się zostać szefem jakiegoś urzędu, chociaż wcześniej gardłowałeś, że ten urząd to szkodliwa lewacka (o tym za chwilę) propaganda, i musiałeś pisać takie rzeczy na zaliczenie, bo księża z twojej Alma Mater nie daliby ci piątki do indeksu i nie umożliwili starań o dwie literki przed nazwiskiem.
Marek Michalak nie był rzecznikiem idealnym. Błysnął pomysłem powołania instytucji „adwokata dziecka poczętego” i chciał wysyłać kobiety pijące w ciąży na przymusowe odwyki. Dość niefortunnie zaprezentował również przyjętą przez siebie strategię wobec protestu niepełnosprawnych w Sejmie. Nie pojawił się tam, bo „tam nie było dzieci, a dorosłe osoby niepełnosprawne z opiekunami”, o które nie pozwala upominać się jego mandat. Formalnie miał sto procent racji. Jednak opinia publiczna odebrała to jako gest lekceważenia. Bo cóż mu szkodziło skutecznie upomnieć się o nich „poza mandatem” i przy okazji przypomnieć o problemach dzieci z niepełnosprawnościami?
Trzeba przyznać, że Michalak zawsze jednak podkreślał, że klaps nie jest metodą wychowawczą. Domagał się wyjaśnień po wyroku warszawskiego sądu z lutego 2015, w którym uznano, iż klaps lub kilkukrotne fizyczne skarcenie dziecka nie jest równoznaczne z biciem. Tymczasem dziś rządzący na jego następczynię namaszczają osobę, która otwarcie przyznawała się do pobłażania fizycznym karom.
Co ciekawe, w wywodach potencjalnej pani rzecznik nie zabrakło również straszenia lewicą. W jej mniemaniu bowiem u podstaw pajdokracji leży „lewicowa teza, że człowiek musi być bezustannie emancypowany od wszelkich form uzależnienia i uczony posługiwania się własnym rozumem”. Dalej następuje wywód o tym, iż rozum dziecięcy nie jest zdolny do podejmowania racjonalnych decyzji i dlatego kontrolę rodzicielską należy zwiększać, nie ograniczając. Pobrzmiewa tu echo sentymentalnych westchnień Janusza Korwin-Mikkego: „Kiedyś dzieci należały do rodziców, a nie do państwa…”. Naprawdę, PiS ma jakiś szczególny dar do czynienia kozła ogrodnikiem.
Nikogo chyba nie zdziwi, że w dorobku naukowo-zawodowym pani kandydatki przewijają się takie instytucje jak Uniwersytet Kardynała Wyszyńskiego, Papieski Wydział Teologiczny, Przedszkole Sióstr Elżbietanek, Szkoła Wyższa Przymierza Rodzin czy Caritas. Aż świerzbi mnie klawiatura, aby zapytać, czy czytała katolickie klasyki o pochwale bicia dzieci pasem i drewnianą łyżką.
To wszystko jest trochę krępujące, nieprawda?