Kiedy czoło marszu OPZZ zbliżało się do kancelarii premiera, ostatnie rzędy związkowej demonstracji dopiero ruszały z Placu Trzech Krzyży. Do Warszawy przyjechali dziś pracownicy i pracownice ze wszystkich województw, reprezentanci kilkunastu branż. Domagano się podwyżek płac, skutecznego zwalczania śmieciowego zatrudnienia, prawdziwego dialogu społecznego. I tylko premier Morawiecki oraz liderzy neoliberalnej opozycji byli zbyt zajęci kampanią samorządową, żeby spotkać się z ludźmi, którzy budują swoją pracą wzrost gospodarczy.
Wydarzenia protestacyjne rozpoczęły się o 10.30 konferencją prasową pod budynkiem OPZZ, zorganizowaną przez mazowieckie struktury największej polskiej centrali związkowej. Ich przewodniczący Piotr Szumlewicz przypomniał, jakie zarzuty mają organizacje pracownicze pod adresem rządu PiS: mówił o niedostatecznym wzroście płac, pozorowaniu walki z zatrudnieniem na umowach śmieciowych, mobbingu, otwieraniu furtek dla wyzysku takich jak ustawa o pracownikach sezonowych, ignorowaniu postulatów OPZZ i uchylaniu się od dialogu społecznego, fatalnej reformie oświaty. O fatalnych warunkach na polskim rynku pracy, gdzie pracuje się długo, a zarabia często tyle, że z ledwością starcza na życie, mówiła również Maria Świetlik z Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza.
Justyna Przybylska, przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pracowników Wymiaru Sprawiedliwości Ad Rem zwróciła uwagę na to, że podstawowym problemem polskich sądów są przepracowani i zbyt nisko wynagradzani pracownicy. Kierujący Międzyzakładowym Związkiem Zawodowym Pracowników Ukraińskich Yuriy Karyagin zadeklarował natomiast, że pracujący w Polsce Ukraińcy chcą solidarnie z Polakami walczyć o podwyżki i godne traktowanie na rynku pracy. Następnie z wyrazami solidarności i poparcia dla postulatów związkowców wystąpili lewicowi kandydaci na prezydenta Warszawy – Piotr Ikonowicz (RSS), Andrzej Rozenek (SLD) oraz Jan Śpiewak (koalicja Wygra Warszawa).
Przed dwunastą na Placu Trzech Krzyży zgromadziła się większość uczestników demonstracji. Zorganizowaną kolumną przybyło kilka tysięcy nauczycielek i nauczycieli zrzeszonych w ZNP. Obecni byli również górnicy, pracownicy przemysłu miedziowego, przemysłu lekkiego, strażacy, hutnicy, osoby zatrudnione w kulturze, pracownicy Urzędów Skarbowych i ZUS, cywilni pracownicy wojska, psycholodzy, pracownicy kolei i innych gałęzi transportu, ratownicy, pracownicy państwowych spółek energetycznych, pocztowcy, pracownicy inspekcji weterynaryjnej i inni – wszystkie branże i wszystkie województwa. Na transparentach niesiono hasła z żądaniami wyższych płac i szacunku dla pracowników. Wokół tych spraw koncentrowały się również przemówienia reprezentantów związków. – Weszliśmy do Europy, chcemy zarabiać jak Europejczycy! – mówił Jan Guz, przewodniczący OPZZ, a solidarność z postulatami Polaków wyrażały obecne na proteście przedstawicielki ogólnoeuropejskich organizacji związkowych.
W kraju, gdzie masowe protesty pracownicze są nadal rzadkością, frekwencja mogła napawać pewnym optymizmem. Alejami Ujazdowskimi przeszło ok. 20 tys. ludzi. Gdy platforma, z której przemawiali przywódcy związkowi, stała już pod Kancelarią Premiera, ostatnie rzędy pochodu nadal były niedaleko miejsca zbiórki.
Jeśli chodzi o opozycyjne partie polityczne, razem z pracownikami wyższych płac domagała się delegacja Razem, Ruchu Sprawiedliwości Społecznej oraz przedstawiciele SLD. Koalicja Obywatelska, w tym jej „lewe skrzydło” w postaci Barbary Nowackiej, wolała opowiadać o zaufaniu, szacunku i otaczaniu obywateli troską, będąc daleko we Wrocławiu i nie odnosząc się w żaden sposób do protestu w stolicy.