Jordania jest wśród krajów arabskich, w których kobiety nie tylko głosują w wyborach, ale i mogą być parlamentarzystkami czy ministrami. Walka o ich dalszą aktywizację nie jest jednak łatwa.
W bieżącym roku w Jordanii wejść ma w życie reforma prawa wyborczego. Obywatele będą głosować na listy partyjne w 23 okręgach (do tej pory obowiązywał system mieszany z dominującą rolą okręgów jednomandatowych). Organizacje broniące praw kobiet chciały, by w każdym z nich zagwarantować mandat dla jednej polityczki. Kilkutygodniowa kampania pod hasłem „Ona może… kraj na to zasługuje” nie przekonała jednak deputowanych do Izby Reprezentantów, niższej izby jordańskiego parlamentu. Propozycja została odrzucona.
Obecnie w jordańskim parlamencie zasiada osiemnaście działaczek, prawo gwarantuje piętnaście mandatów dla kobiet. W obecnym rządzie Abd Allaha an-Nusura polityczkom powierzono kierowanie resortami kultury, przemysłu i transportu. Organizacje upominające się o prawa kobiet argumentowały jednak, że liczba ta powinna zostać zwiększona. Wskazywały, że przedstawiająca się jako państwo prozachodnie, respektujące prawa obywatelskie Jordania powinna – właśnie w zgodzie z zachodnimi standardami – zrobić kolejny krok na drodze do aktywizacji kobiet. „Kobiety nigdy nie były u nas postrzegane jako pełnoprawne obywatelki. Są traktowane jako mniejszość, zmarginalizowana grupa, dodatek do społeczeństwa” – argumentowała Salma Nims, deputowana do Izby Reprezentantów, stojąca na czele parlamentarnej komisji ds. kobiet.
Zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo niechętni aktywności kobiet są konserwatywni deputowani, działaczki postanowiły walczyć tylko o absolutne minimum, nie wspominając nawet np. o zagwarantowaniu dla aktywistek określonej liczby miejsc na listach wyborczych. Nie przekonały jednak nawet do tego, chociaż w dniu decydującego głosowania udowodniły, że ich postulaty nie są oderwane od oczekiwań wyborców – przed Izbą Reprezentantów zgromadziła się liczna manifestacja poparcia dla propozycji.
Nowe prawo wyborcze musi jeszcze zostać zaakceptowane przez Senat i zatwierdzone przez króla Abd Allaha II. Aktywistki nie mają złudzeń – konserwatywna izba wyższa raczej nie wykaże się zrozumieniem dla oczekiwań Jordanek. Salma Nims i inne działaczki zapowiadają, że będą walczyć dalej. Nie tylko zresztą o prawo wyborcze: poważnym problemem w kraju pozostają przemoc domowa, której ofiarą padają kobiety, oraz dyskryminacja obywatelek na rynku pracy.
[crp]