– Zgasimy olimpijski znicz – grożą Brazylijczycy. Na kilkanaście godzin przed ceremonią otwarcia Igrzysk Olimpijskich większość obywateli kraju nie cieszy się na imprezę sportową, tylko ze zgrozą myśli o tym, ile kosztowała.
W serwisach społecznościowych skrzykują się chętni do udziału w protestach na trasie, którą do Rio do Janeiro przenoszony jest ogień olimpijski. Organizatorzy wzywają, by zabierać ze sobą gaśnice i wiadra wody, wszystkimi siłami próbować nie dopuścić do tego, by wieziony z Aten znicz zgodnie z tradycją zapłonął na stadionie. Trudno byłoby o dobitniejsze przekazanie światu, że Brazylijczycy wcale nie cieszą się na nadchodzące igrzyska. Na razie protestujący – obecni zarówno w miastach, jak i na terenach wiejskich – są rozpędzani przez policję. We wtorek i w środę do tego celu mundurowi użyli gazu łzawiącego i pieprzowego oraz gumowych kul.
Niedokończona wioska olimpijska (po imprezie stanie się luksusowym osiedlem Czysta Wyspa) to najmniejszy problem. Mieszkańców Rio de Janeiro oburza chociażby fakt, że w związku z olimpiadą stanowe pieniądze poszły np. na kolejkę linową na wzgórze Providencia (przecież turyści uwielbiają oglądać z góry odwiedzane miasta), zamiast na o wiele bardziej potrzebną rozbudowę metra do uboższych dzielnic, dzięki której tysiące ludzi sprawniej docierałoby do pracy. Takie przykłady można mnożyć. Uczestnicy protestów chcą jednak nie tylko dać wyraz wściekłości z powodu horrendalnych wydatków na organizację olimpiady (minimum 12 mld dolarów), którą ich zdaniem „oszuści i złodzieje”, czyli biznesmeni i większość polityków urządzają tylko dla siebie samych. Żądają również, by państwo naprawdę, a nie na pokaz walczyło z korupcją; niektórym nie podoba się również sposób, w jaki neoliberalni politycy zmierzają do pozbycia się prezydent Dilmy Rousseff.
Rousseff, która oczekuje na początek procedury impeachmentu, nie pojawi się na ceremonii otwarcia olimpiady. Nie przestaje natomiast za pośrednictwem Facebooka zachęcać swoich – nadal licznych – zwolenników, by wyszli na ulice i walczyli o to, aby mogła powrócić do normalnego sprawowania urzędu.