„Wyborcza” konstatacją, że PiS wspomaga finansowo ONR, odkrywa Amerykę. Ani to nowe, ani odkrywcze. Nawet inkryminowane finansowanie nie jest w tym najważniejsze.

O wiele gorsze było to, że policjanci w Gdańsku, którzy rzucili o glebę łamiącą prawo na nacjonalistycznej zadymie córkę pani z PiS dostali po uszach. Sygnał dla ludzi, którzy mają dbać o przestrzeganie prawa, był jednoznaczny. Nacjonaliści są cacy. No i co z tego, że wyzywają policjantów od najgorszych? Co z tego, że to oprócz afiliowania się przy ONR i Młodzieży Wszechpolskiej, młodzi zadymiarze są w większości kibolami? Otóż zdaniem ministra Błaszczaka nie są. Bo to młodzież patriotyczna i wara od niej policji. Potem była jeszcze błyskawiczna kariera księdza Międlara i ochraniany przez mundurowych przemarsz Falangi w Białymstoku. Pewnie po to, żeby policjanci wiedzieli, kto tu rządzi.

Dlatego jutro, 11 listopada, ulice polskich miast opanują krótkowłosi osiłkowie demonstrujący pod sztandarami wszechpolskimi i ONR-owskimi. Opanują, bo są pod specjalną ochroną PiS, bo po prostu są Kaczyńskiemu potrzebni.

Nie od dziś wiadomo, że prezes małpuje Orbana. Orban zaś bryluje na europejskich salonach. Nie jest tam postrzegany jako populistyczny satrapa, ale jako obrońca demokracji. A to dlatego, że ma u siebie Jobbik. Faszyzujących narodowców, przed którymi – dla Europy – jest skuteczną zaporą. Premierzy unijni wiedzą, że jak Orbana zabraknie, to Węgry opanuje straszna brunatna zaraza.

Jarosław Kaczyński – niestety dla siebie – Jobbiku w Polsce nie ma. Działające do tej pory grupy narodowców były źle zorganizowane i poza „dymieniem” 11 listopada, nie dawały o sobie znać.

Od kilkunastu miesięcy to się zmieniło. Narodowcy pod przykrywką Kukiza wprowadzili swoich do Sejmu. Dostają wsparcie organizacyjne od PiS. No i mogą liczyć na życzliwość tak polityków tej partii, jak i organów państwa. Narodowcy rzeczywiście wstają z kolan. Jeszcze chwila, a będą liczącą się siłą polityczną.

PiS sądzi, że będzie mógł ich wykorzystać do rozprawy z krajowymi przeciwnikami, takimi jak wszelkiej maści lewactwo czy KOD. A na arenie międzynarodowej, jako alibi dla siebie jako ostatniej deski ratunku przed brunatnymi w Polsce.

Nic bardziej mylnego. Podobnie myśleli w 1932 przywódcy niemieckiej prawicy. Naziści nie dali się wziąć na plewy. Wykorzystali sytuację, sięgnęli po władzę, a potem swoich politycznych protektorów poupychali w Dachau.

I warto, by rządzący teraz Polską o tym pamiętali.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Demokracja czy demokratura

Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…