Prawo i Sprawiedliwość wraz z mediami rządowymi w ostatnich miesiącach coraz częściej krytykują transformację ustrojową, czyniąc z Jarosława Kaczyńskiego głównego oponenta względem wolnorynkowych przemian. Rządowa TVP przytacza materiały, pokazujące szkodliwe skutki planu Balcerowicza, a sam prezes przeciwstawia swoją partię rządom bezdusznych liberałów. W samej krytyce neoliberalnych przemian dokonywanej przez obóz rządzący pojawiają się niekiedy nawet trafne argumenty. Kłopot w tym, że dzisiejsi liderzy PiS wcale nie byli przeciwnikami Balcerowicza, a sami odegrali dużą rolę w procesach chaotycznej prywatyzacji i komercjalizacji.
W „Gazecie Pomorskiej” z października 1990 r. można znaleźć relację ze spotkania Jarosława Kaczyńskiego, wówczas senatora, z wyborcami. Dzisiejszy prezes tłumaczy swoim słuchaczom, że w gospodarce trzeba definitywnie zniszczyć układ nomenklaturowy przez szybką i szokową prywatyzację. Wtedy też Solidarność, do której należy wielu dzisiejszych liderów PiS, dała zielone światło reformom wolnorynkowym. Ani w tamtym czasie, ani w kolejnych latach żaden z obecnych liderów partii rządzącej nie kwestionował masowych zwolnień, cięć socjalnych, procesów prywatyzacyjnych. Różnice między ówczesnymi liberałami i PiS-owskimi konserwatystami dotyczyły głównie rozliczeń z politykami PZPR.
Macierewicz i jego sojusznicy chcieli ostrego rozliczenia przywódców PRL-u, Tadeusz Mazowiecki czy Adam Michnik uważali, że pokojowe reformy są znacznie lepszym rozwiązaniem dla państwa i społeczeństwa. Niezależnie od tych różnic, prawie całe środowisko wywodzące się z Solidarności wspierało neoliberalne reformy, które skutkowały skokowym wzrostem bezrobocia, ubóstwa i nierówności społecznych oraz błyskawicznym spadkiem płac i świadczeń społecznych. Nie zatrzymał ich również zmitologizowany przez PiS rząd Jana Olszewskiego ani rząd koalicji Akcja Wyborcza Solidarność – Unia Wolności, który tworzył z jednej strony Leszek Balcerowicz, a z drugiej między innymi Ryszard Czarnecki. Posłami ówczesnej władzy było wielu dzisiejszych polityków PiS i żaden z nich nie kwestionował dokonywanych na olbrzymią skalę prywatyzacji czy odchodzenia od systemu emerytalnego opartego na solidarności pokoleń.
Również potem dzisiejsi liderzy PiS wcale nie kwestionowali neoliberalnych przemian, obniżek podatków dla biznesu, liberalizacji prawa pracy, masowych zwolnień w spółkach skarbu państwa. Śledząc procesy przemian ustrojowych, zasadne wydaje się przekonanie, że środowisko polityczne Prawa i Sprawiedliwości było wręcz jednym z głównych twórców tych reform, które miały dla polskiego społeczeństwa najbardziej negatywne skutki.
Z jednej strony cieszy, że Jarosław Kaczyński ze swoimi propagandzistami nareszcie zauważył, że polskiej ścieżce przemian towarzyszyło wiele patologii, ale ukrywanie roli jego środowiska politycznego w tym procesie jest zwykłym kłamstwem. Również w ostatnich latach PiS wcale nie porzucił liberalnych dogmatów. W ciągu czterech lat samodzielnej władzy wzrosła skala umów cywilnoprawnych, pogorszyła się jakość usług publicznych, rząd pogłębia komercjalizację systemu emerytalnego. Kaczyński nie zbudował więc wcale alternatywy wobec Balcerowicza. Na wielu obszarach kontynuuje jego ścieżkę, tylko ignorancję ekonomiczną uzupełnia autorskim zamordyzmem, klerykalizmem i pogardą dla praworządności.