Secret Service interweniował w sztabie kandydata Republikanów, uznając, że jego wypowiedź z przedwczoraj mogła stanowić podżeganie do przemocy wobec kontrkandydatki. Trump najpierw – straszył swoich wyborców, że Clinton jako prezydent natychmiast powoła do składu Sądu Najwyższego liberalnego sędziego, a to da większość w składzie sądu przeciwnikom posiadania broni. Zasugerował jednak, że „może ludzie od drugiej poprawki będą mogli” sprzeciwić się takiemu postępowaniu. „Ludzie od drugiej poprawki” to oczywiście Amerykanie, którzy posiadają broń. Donald Trump tłumaczył potem w wywiadzie dla Fox News, że nie chodziło mu o zastrzelenie Hillary Clinton, a o zmobilizowanie się do pójścia na wybory. Brutalne i beztroskie wypowiedzi miliardera, którymi znaczona jest jego kampania, sprawiły jednak, że Secret Service postanowił porozmawiać z jego sztabowcami.
Jeszcze poważniejszy problem ma kandydatka Demokratów. Wyborcy właśnie przekonują się, że Clinton, wbrew swoim deklaracjom, nigdy nie przerwała pracy dla rodzinnej fundacji (zajmującej się walką z ubóstwem i chorobami zakaźnymi), nawet, gdy była Sekretarzem Stanu. W jednym z nowo ujawnionych e-maili kierujący fundacją Doug Band domaga się od sekretarz stanu, by pomogła miliarderowi Gilbertowi Chagoury’emu skontaktować się z „kimś ważnym” w celu uzyskania wsparcia w prowadzeniu biznesu; w rezultacie bliska współpracowniczka Clinton Huma Abedin skontaktowała go z ambasadorem USA w Libanie. Fundacja przyjęła również od Chagoury’ego milion dolarów donacji, nie przejmując się nawet faktem, że figurował na amerykańskiej liście wspierających terroryzm. „New York Times” przypomniał także o sytuacji, w której rząd Algierii wpłacił w 2010 r. pół miliona dolarów na fundacyjną akcję wspierania ofiar trzęsienia ziemi na Haiti, w zamian jednak oczekując, że USA nie będzie go krytykować za łamanie praw człowieka.