Sytuacja, w jakiej się znaleźliśmy, obnażyła nie tylko rzeczywisty stan instytucji publicznych, ale również mówi wiele o kondycji naszego społeczeństwa. Mamy teraz szansę, by zobaczyć z całą ostrością strukturę kapitału.
Życie społeczeństwa w czasie pandemii dzieli się na dwoje: jedni pracownicy pracują, inni zostają w domu. By drudzy mogli zostać, pierwsi muszą pracować. Kapitał przyjął formę chorobową, by przetrwać, ale musi przecież działać, reprodukować się i przynosić wartość dodatkową. Wszedł w pandemiczny kryzys, gdy świat pracy ma historycznie najmniejszą siłę przebicia. Proletariuszom, prekariuszom, światowi pracy brakuje jedności, organizacji, związków zawodowych, brakuje taktyk i strategii pasujących do najnowszych warunków społeczno-gospodarczych.
Epidemia ujawnia najważniejsze ogniwa w działaniu organizmu, jakim jest kapitał. Organy niezbędne do przeżycia wychodzą na plan pierwszy, inne ograniczają swe działania, jeszcze inne są wypychane, jako ofiary choroby, wliczone w logikę zysków i strat. Organizm decyduje szybko, co jest najważniejsze, co można ograniczyć, a co zostanie rzucone na pożarcie.
O każdej porze dnia i nocy za oknem możemy usłyszeć takt tramwajowych wagonów, czy też huk autobusowych silników, sapanie dostawczaków. Wychodząc, spotkamy działające supermarkety i sklepiki. Infrastruktura, logika sprzedaży i popytu nie może zostać w żaden sposób zaburzona. Żywność i artykuły pierwszej potrzeby muszą być dostarczane, pracownicy i pracowniczki muszą się przemieszczać – najlepiej tylko w ograniczonej przestrzeni pomiędzy miejscami życia i miejscami pracy – a wyzysk związany z jednym i drugim procesem będzie mieć nadal miejsce. Kapitał nie może sobie pozwolić na zwinięcie tych sektorów. Tak samo musi nadal działać przetwórstwo żywności, pomimo zagrożenia epidemiologicznego. Ktoś musi te rzeczy – których codziennie używają i siedzący w domach, i ci z nich wychodzących do niezbędnej dziś pracy – produkować.
Na drugim biegunie mamy do czynienia ze wzmożoną aktywnością służby zdrowia, szczególnie państwowej, która może ze względu na swą strukturę przyjąć największe ciosy budżetowe, nie powodując strat dla interesu prywatnego. Osłabiona trzydziestoma latami neoliberalnej polityki cięć i rozbiórki, dziś ma uzdrawiać chorobową sytuację kapitału, zasłaniając przy tym interes prywatnego sektora zdrowotno-farmacetycznego, który sam wcześniej chciał skazać ją na zapomnienie.
W ciszy natomiast mają miejsce inne rodzaje pracy, cichej, niedostrzegalnej dziś, choć niezbędnej. Górnicy nadal kopią, elektrownie nadal wydobywają ze swych silników energię, bez nich żadna praca, żadne działanie nie mogłyby mieć miejsca, kapitał nie mógłby walczyć o zdrowie i powrót do statusu quo. Ukryte w medialnej bieżączce również są dziś prace opiekuńczo-afektywne, oparte na opiece, uczuciach i trosce, stałym kontakcie, niezbędne do reprodukcji siły roboczej, wystawionej dziś na próbę. Zamknięcie szkół, żłobków, uniwersytetów zmusza ludzi do zajęcia się swoimi bliskimi. Na tym polu działają osoby starsze, kto przecież zajmie się dziećmi kasjerki z Lidla, kierowcy dostawczaka, tramwajarki, górnika? Choć tyle mówi się o osobach starszych, jako o pierwszej grupie ryzyka, wśród której współczynnik śmiertelności jest najwyższy, to właśnie na nie spada teraz cała praca opiekuńcza nad dziećmi pracowników i pracownic będących w swych miejscach pracy najbardziej narażonymi na zarażenie grasującym wirusem. Ważny jest tutaj też wątek feministyczny: jakiej płci będą w większości osoby opiekujące się dziećmi i, niewspomnianymi wcześniej, wykluczonymi zdrowotnie bliskimi klasy pracującej?
Na całkowity niebyt skazane zostały osoby śmieciowo zatrudnione, pracownicy i pracowniczki gastronomii, kultury oraz najniższych struktur korporacyjnych, ludzie żyjący od zlecenia do zlecenia, często pogrążeni w długach, kredytach krótkoterminowych, wynajmujący mieszkania. Kapitał odciął ich, by samemu się ochronić i nie pozwolić sobie na większe straty. Drugą grupą wypchniętą dziś na jeszcze większy margines marginesów są bezdomni i bezdomne, odcięte od codziennej chodnikowej jałmużny. Jak donoszą społecznicy, sytuacja wśród tej grupy jest krytyczna, brakuje jej dosłownie wszystkiego, za to na nic nie może liczyć.
Kompletna transformacja działania naszego społeczeństwa-gospodarki będzie się z pewnością wraz z postępowaniem epidemii zaostrzać. Już wiemy, że przed kryzysem świat pracy był jak nigdy wcześniej zatomizowany i zagubiony. Czy teraz, w sytuacji ekstremalnej, przypomnimy sobie, czym jest walka klasowa? Czy zechcemy brać w niej świadomy udział – bo nieświadomy bierzemy tak czy inaczej? Tarcie pomiędzy różnymi klasami, definiowanymi przez ich relację do środków produkcji, miejsca w społecznej produkcji i dystrybucji, jak i reprodukcji – czyli pracy mającej na celu reprodukowanie dotychczasowych relacji społecznych, w tym relacji z miejsca pracy, zachodzi cały czas.
Od lat 60. ubiegłego wieku doszło do ekstremalnego rozszerzenia kapitalistycznych stosunków władzy-produkcji na sferę reprodukcji: skapitalizowane zostały, wcześniej funkcjonujące na obrzeżach relacji fabrycznych, takie prace jak opieka, troska, edukacja. Wraz z otwarciem się wielu segmentów reprodukcji – na przykład rozszerzeniu edukacji na wszystkie klasy i płcie – nagle wycenie i urynkowieniu uległo to, jak się czujemy, jak jesteśmy uczeni, jak leczeni, kto się nami opiekuje. To, kim jesteśmy i kim się stajemy związało się bardziej niż kiedykolwiek z tym, w co inwestujemy, i co jest w nas inwestowane.
Na całym świecie toczą się dziś walki o to, jakie rozwiązania powinni zostać wprowadzone przez pracodawców w celu zabezpieczenia pracowników i pracownic przed zagrożeniem epidemiologicznym. Bez wielkiej przesady można powiedzieć, że dosłownie o życie i przetrwanie walczą pracownicy fabryk, kopalń, sklepów, komunikacji miejskiej. Ale i ludzie zatrudnieni na umowach elastycznych, pozbawieni z dnia na dzień zarobku. Na ich przykładzie zobaczyliśmy cały dramat pracowników pozbawionych reprezentacji – związki zawodowe w tych branżach dopiero zaczynały się formować – ale też kompleksowość walki. Brak stabilnego zatrudnienia i brak ubezpieczenia to również brak dostępu do opieki zdrowotnej, utrudnienia w dostępie do mieszkania.
Żaden „program antykryzysowy” przedstawiany przez państwa kapitalistyczne nie sięga do tych spraw. Po pierwszym szoku państwa przyjęły w kapitalistycznej Europie takie strategie trwania, jakie zabezpieczają interesy biznesu i sektora bankowego. Lewicowcy i związki zawodowe nie mają innego wyjścia, tylko głośno krzyczeć o interesach świata pracy. Nie słuchać apeli o „jedność narodową”, tylko uświadamiać o tym, że pewnych antagonizmów nie da się zasypać. Nie dać się przekonać, że „nie czas na strajki”, tylko przeciwnie, mobilizować, by całe brzemię kryzysu nie spadło tylko na pracujących.
Prawdziwa tarcza antykryzysowa powinna zawierać następujące punkty:
-
Na czas epidemii w całym kraju powinny zostać wstrzymane eksmisje. Nie możemy pozwolić na ich egzekucje, które dotykają osoby wrażliwe społecznie w momencie zagrożenia epidemiologicznego.
-
Puste lokale socjalne powinny zostać natychmiast wykorzystane i rozdysponowane wśród osób bezdomnych, częściowo lub w pełni. Musimy zagwarantować im bezpieczne i stabilne zamieszkanie w tak trudnej sytuacji. Ponadto publiczna infrastruktura mieszkaniowa powinna zostać niezwłocznie rozbudowana, jeśli jej dotychczasowe zasoby nie pozwolą na zakwaterowanie wszystkich osób wykluczonych.
-
Czynsze w lokalach komunalnych powinny zostać czasowo zamrożone lub obniżone. Korzystają z nich osoby o niskim statusie materialnym. To właśnie one zostaną najdotkliwiej dotknięte pogarszającą się sytuacją gospodarczą.
-
Świadczenia związane z pracą opiekuńczą powinny zostać zwiększone. Rodziny, na które dziś spada główny ciężar opieki i troski o życie najbliższych, niepełnosprawnych, wiekowych, lub niepełnoletnich, nie powinny zostać zostawione same sobie, a wręcz przeciwnie, muszą zostać wsparte za pomocą instrumentów socjalnych.
-
Państwo powinno wpłynąć na sektor bankowy i ograniczyć lub zawiesić egzekucję spłat rat kredytowych, szczególnie jeśli dotknąć one miałyby osoby, które przez epidemię straciły swoje źródła przychodu.
-
Wszystkim pracowniczkom i pracownikom, niezależnie od tego czy są zatrudnieni w sektorze publicznym czy prywatnym, powinny zostać zapewnione podstawowe środki bezpieczeństwa. Jeśli ich praca związana jest z kontaktem międzyludzkim, w ramach pracy instytucji, na przykład poczty, lub w ramach hali fabrycznej, powinna ona zostać ograniczona, zawieszona, lub zabezpieczona za pomocą nowych, bezpieczniejszych norm, dostosowanych do zagrożenia epidemiologicznego.
-
Pracownikom i pracowniczkom, które straciły pracę, państwo powinno zagwarantować stały minimalny dochód na czas epidemii. Chętnym państwo mogłoby zapewnić nową, okresową pracę w ramach pomocy przy walce z epidemią. Osoby te mogłyby pracować w szpitalach, miejscach odosobnienia, lub w ramach pomocy osobom będącym pod kwarantanną, czy też osobom starszym, których mobilność powinna być teraz ograniczona. Ich praca po pierwsze zapewniłaby im stały dochód, jak i też mogłaby wesprzeć służbę zdrowia i instytucje państwowe w walce z epidemią.
-
Rząd powinien przygotować i wesprzeć instytucje edukacyjne do pracy w nowym, ograniczonym wymiarze. Nauczyciele i nauczycielki, akademicy i akademiczki powinni poczuć wsparcie państwa w swym codziennym trudzie o utrzymanie działania szkolnictwa na różnych jego poziomach.
-
Więźniom powinny zostać zapewnione bezpieczne, higieniczne warunki, które uchroniłyby ich przed zarażeniem i chorobą. Niektórym, jeśli to możliwe, powinny zostać udzielone przepustki, nie możemy pozwolić na to, by teraz ludzie gnieździli się w przetłoczonych zakładach karnych, których warunki sanitarne stwarzają zagrożenia dla zdrowia.
-
Państwo powinno wyjść do ludzi w ramach walki z epidemią. Ogólnodostępne powinny stać się maseczki i środki dezynfekcji niezbędne do utrzymania higieny zdrowotnej. Jeśli będzie taka potrzeba, służba zdrowia powinna być zdolna do przejmowania nieruchomości na czas epidemii, by wykorzystać je w ramach swojego kryzysowego funkcjonowania.
Wszelkie grupy zawodowe, wykluczone i pracujące, szczególnie te najgorzej opłacane, jak i najbardziej uelastycznione, powinno się uchronić przed tak rozpowszechnionym w neoliberalizmie uspołecznianiem strat, musimy walczyć o prawa osób znajdujących się na zatrudnieniu śmieciowym, walczyć o jak największe zapomogi i ulgi dziś, a jutro, po wszystkim o zniesienie umów śmieciowych jako takich. Osoby narażone na kontakt z wirusem powinny również przez swoich pracodawców zostać przed tym w jak najlepszy sposób zabezpieczone. Państwo powinno wesprzeć również tych, którzy pracują w instytucjach państwowych, dążąc do ograniczenia ich pracy, lub zmodyfikowania.
Ważne w tym całym kontekście są dwie grupy zawodowe wcześniej intencjonalnie nie wymienione. Mowa tutaj o kadrach służby zdrowia, jak i pracownikach oraz pracowniczkach socjalnych. Oba te segmenty państwa wcześniej odcinane, zaniedbywane w ramach neoliberalnego paradygmatu, powinny dziś zostać nagrodzone tym, że stoją w pierwszej linii walki z epidemią. Związki zawodowe obu tych grup powinny już dziś wyartykułować swoje starsze postulaty, nie odchodząc jednocześnie od pracy, lecz przypominając o nich w momencie, kiedy ich praca jest niezbędna. Dzisiejsze społeczeństwa mają krótką pamięć, i to, że dziś tak wiele się mówi o bohaterstwie pracowników służby zdrowia, nie znaczy wcale, że po wszystkim zostaną spełnione niezbędne do normalnego funkcjonowania w przyszłości żądania pracownicze.
Epidemia ma też wymiar klasowy, nie zapominajmy o tym. Bogatym, dysponującym kapitałem, łatwiej jest uniknąć jej konsekwencji, biedni, wykluczeni, utrzymujący się z własnej pracy są w diametralnie innej sytuacji.