Eurostat policzył wreszcie tych, którzy ubiegają się w krajach wciąż bogatej i sytej Europy o status uchodźcy. Jest ich 950 tysięcy. To oczywiście tylko część imigrantów chcących żyć z dala od wojny, biedy i poczucia braku bezpieczeństwa – pojęcie uchodźcy dość szczegółowo definiuje prawo międzynarodowe i daleko nie każdy może nie to, że taki status otrzymać, ale w ogóle się o niego starać. Uchodźca to człowiek, który musiał opuścić dane terytorium ze względu na „zagrożenie swojego życia, zdrowia lub wolności”, czyli te o raczej ostatecznym charakterze. Z tych, którzy rozpoczęli procedurę przyznania statutu uchodźcy jedynie stosunkowo niewielka część je otrzyma, bowiem państwa uchodźców przyjmujące mają wobec nich określone międzynarodowym prawem przewidziane obowiązki. Muszą ich, najprościej ujmując, utrzymać przy życiu w warunkach nie zachęcających do stałego osiedlenia, ale na tyle znośnych, by nie czuli się jak na terenach, z których uciekli. To kosztuje, a państwa umieją liczyć. Ale nawet gdyby każdy z tych 950 tysięcy ludzi okazał się uchodźcą, to nie jest liczba, która mogłaby zachwiać europejską równowagą i dobrobytem.
Ciekawe, że ten łatwy do wyliczenia fakt umyka jakoś polskim użytkownikom internetu. W chwili, kiedy przeglądałem komentarze pod informacją o tych 950 tysiącach nieszczęśnikach było tam 94 wpisy. Niemal wszystkie (za wyjątkiem jednego) były rasistowskie, ksenofobiczne i głęboko nienawistne. Nie mam ochoty z tego powodu rozdzierać szat. Ludzie maja prawo do strachu. Mało tego, mają prawo do nienawiści, dopóki nie próbują wcielać jej w życie. Z tym jednak jest największy problem.
W Polsce nie ma i w dającej się przewidzieć przyszłości imigrantów nie będzie. Z pewnością będą jednak takie wpisy jak te, które czytałem, marsze z pochodniami i słabo zawoalowane wezwania do zachowania czystości rasy. Stwarzają zagrożenie dla państwa i społeczeństwa, ponieważ będą wciąż szukać obiektów swojej nienawiści. A jeżeli ich nie znajdą, to je stworzą – powstaną kolejne listy demaskujące obcych rasowo ludzi, którzy podszywają się w niecnym celu pod polskie nazwiska,(tym razem z adresami). Ktoś zaproponuje, by wreszcie zrobić porządek z innowiercami – prawosławnymi i luteranami. W internecie pojawi się kolejny szanowany naukowiec, który poza receptą na problem uchodźców („topić, topić!!!”), rzuci zachętę, by pobyt ciemnoskórych studentów na polskich uczelniach uczynić nie do zniesienia. I szybko znajdą się chętni, by Panu Profesorowi zrobić tę drobną przyjemność. Zresztą już przecież władze szkół wyższych dobrze radzą swoim studentom różniących się strojem i kolorem skóry, albo mówiącym w obcym języku, by nie wychodzić na ulicę, kiedy prawdziwie polska młodzież się bawi.
Chcę powiedzieć, że nasza rodzima nienawiść to nie odświeżacz powietrza – nie rozwieje się w powietrzu jakimś czasie. Tym bardziej, że PiS podniósł ją niemal do rangi doktryny państwowej – pokaźna jest liczba grup obywateli, na których prezes wskazuje jako kolejne obiekty swojej najwyższej niechęci, myśląc, że jest w stanie używać jej jako narzędzia. Myli się bardzo. Za chwilę wymknie się ona mu spod kontroli. Wtedy każdy będzie mógł poczuć się uchodźcą na polskich ulicach.