„Nowy system środków dyscyplinarnych nie zapewnia niezależności i bezstronności Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego, w skład której wchodzą wyłącznie sędziowie wybrani przez Krajową Radę Sądownictwa, którą z kolei powołuje Sejm w procedurze o charakterze politycznym. Nie zapewnia też, aby sąd 'ustanowiony na mocy ustawy’ decydował w pierwszej instancji w postępowaniach dyscyplinarnych przeciwko sędziom sądów powszechnych. Zamiast tego uprawnia prezesa Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego do określenia, ad hoc i prawie bez ograniczeń, który sąd dyscyplinarny pierwszej instancji zajmie się osądzeniem danej sprawy w postępowaniu wszczętym przeciwko sędziemu sądu powszechnego” – czytamy w komunikacie.

Jak działa maszyna do łamania sędziów? Ustanowiony przez PiS system umożliwia ministrowi sprawiedliwości – za pośrednictwem mianowanych przez siebie rzeczników dyscyplinarnych – doprowadzenie do sytuacji, w której przeciwko sędziom sądów powszechnych będą toczyć się długotrwałe postępowania dyscyplinarne. Nowy system  nie zapewnia też sędziom ochrony przed kontrolą polityczną, co podważa zasadę niezawisłości.

Polska, mimo wyraźnych wskazań ze strony KE, nie zdecydowała się zmienić przepisów naruszających praworządność.

Wyrok luksemburskiego trybunału będzie dla Polski ostateczny. W przypadku przychylnego rozpatrzenia skargi, Warszawa będzie musiała zmienić zapisy stojące w sprzeczności z prawem wspólnotowym i standardami praworządności.