Site icon Portal informacyjny STRAJK

Kidawa-Błońska prawnuczką premiera Grabskiego? Kandydatka Lewicy: a ja jestem prawnuczką niepiśmiennego rolnika

youtube.com

Rozpoczęła się kampania promująca kandydatkę Koalicji Obywatelskiej na stanowisko premiera. Do boju ruszyła śmietanka liberalnej żurnalistyki. Dziennikarz Jacek Nizinkiewicz chciał wesprzeć Małgorzatę Kidawę-Błońską, ale zrobił to w taki sposób, że wystawił swoją faworytkę na pośmiewisko.

Grzegorz Schetyna, postępując zgodnie z radami speców od marketingu politycznego, postanowił schować własną twarz na czas kampanii wyborczej. Zamiast niego liderką Koalicji Obywatelskiej i kandydatką na szefową rządu została Małgorzata Kidawa-Błońska – wieloletnia członkini platformerskiego establishmentu.

Nowa frontmenka KO rozpoczęła od klasyki „fajnopolskiej” gramatyki politycznej.  – Chciałabym i marzę o tym, żeby Polska była krajem, w którym ludzie na ulicach się do siebie uśmiechają, pomagają każdemu w potrzebie – stwierdziła. – Kiedy przypomnimy, że ważne jest słowo honor, uczciwość, odpowiedzialność, tolerancja i szacunek dla innych, jeżeli obudzimy w sobie to wszystko, to wygramy te wybory. Polacy tego od nas oczekują – dodała.

Po prezentacji kandydatki do akcji wkroczyli związani z Koalicją członkowie medialnej elity.

– Może ta kandydatura to szansa, że po czterech latach pazerności, nieudolności i szczucia Polaków na siebie, możliwy jest naprawdę DOBRY CZAS DLA POLSKI – rozmarzył się Tomasz Lis.

Bank śmieszności rozbił jednak Jacek Nizinkiewicz z Rzeczpospolitej, który nie tylko zaprosił Kidawę- Błońską na promocyjny wywiad do studia swojej redakcji, ale również wygłosił laudację, w której powołał się na przodków polityczki KO, którzy zaliczali się do wierchuszki politycznej II RP.

– Jedno można powiedzieć na pewno, Małgorzata Kidawa-Błońska, była marszałek Sejmu, prawnuczka Władysława Grabskiego – dwukrotnego premiera PL i ministra skarbu oraz Stanisława Wojciechowskiego (minister spraw wewnętrznych i prezydent RP) ma papiery na bycie kandydatką na premiera RP – napisał żurnalista „Rzepy”.

Można się oczywiście zastanawiać czy red. Nizinkiewicz zasugerował, że premier Grabski i prezydent Wojciechowski żyli w jednopłciowym związku, jednak sam fakt czynienia z odległych i niekoniecznie aż tak chlubnych korzeni świadectwa politycznej wartości jest czynem dość kuriozalnym i stawiającym Kidawę-Błońską w niepoważnym kontekście.

Wypowiedź Nizinkiewicza skomentowali politycy i polityczki Lewicy.

„Wolałbym się dowiedzieć dlaczego uważa nazwę Karta lgbt+ za złą i dlaczego jako marszałek Sejmu blokowała ustawę o związkach partnerskich” – napisał Robert Maślak, kandydat Lewicy we Wrocławiu.

„Nie ma najważniejszego, czy szczepiona? Dobrze, że twitter ma ograniczenia. Inaczej byśmy się dowiedzieli, że jest potomkinią Mieszka I i królowej Wiktorii. P. Kidawa-Blonska nie z mojej bajki, ale to poniżający ją opis. Żadnych kompetencji, że trzeba ratować się rodowodem?” – dodał Maślak. 
„A ja jestem prawnuczką Franciszka Ksawerego Sikory. Niepiśmiennego rolnika spod Działoszyna. Nie mam żadnych papierów na cokolwiek. Ale mam w sobie ten tupet i też kandyduję. Z Lewicy, w okręgu sieradzkim, pozycja nr 6. Bo nie rodowód decyduje o tym, jaką człowiek ma wartość” – ten komentarz Anny Sikory, kandydatki z listy Lewicy w Sieradzu ostatecznie ośmieszył liberalnego dziennikarza i obiekt jego westchnień.
Małgorzata Kidawa-Błońska, która obecnie próbuje się przedstawiać jako polityczka postępowa, ma na koncie nie tylko atak na kartę LGBT. Kilka dni temu w ciepłych słowach wypowiedziała się o liberalnej dogmatyczce i wielbicielce Leszka Balcerowicza, Klaudii Jachirze.  „Na pewno jest to otwarcie się na inne środowiska, poszerzenie elektoratu, do którego możemy dotrzeć – mówiła w radiowej Trójce o kandydatce z warszawskiej listy KO.

 

Exit mobile version