Z faktami trudno dyskutować: OBWE podało, że w 2020 roku najczęściej atakowaną grupą religijną w Europie są chrześcijanie. W stosunku do poprzedniego badania, wzrost aktów agresji zwiększył się o 70 proc. „Co czwarte przestępstwo z nienawiści jest podyktowane nienawiścią do Kościoła”, pisze z troską w „Rzeczpospolitej” Jan Maciejewski. Stawia w swoim tekście dwie tezy: pierwsza, że media o tym milczą, a druga, że cierpienie prześladowanych jest drogą do odnowy Kościoła.
Obie są nieprawdziwe.
Histeria, z jaka informują powszechnie katolickie media w Polsce (a nie jest ich mało) o prześladowaniach chrześcijan, nie pozwala mówić o zmowie milczenia. Stanowczo nie docenia Maciejewski ani siły katolickich (to dominująca odmiana chrześcijaństwa w Unii Europejskiej) mediów, ani zapiekłości w strojenie się w szaty ofiary. Nie docenia też stopnia zindoktrynowania swoich wyznawców przez kościelną hierarchię. Oni łykają bezkrytycznie tę narracje, w której istnieją tylko prześladowani chrześcijanie (katolicy), natomiast prześladowaniom nie podlegają ani mniejszości seksualne, ani imigranci, mniejszości etniczne, religijne i wszyscy ci, którzy wyłamują się z obowiązującej narracji państw wyznaniowych i sprzężonych z nim kościołów.
I nieprawdą jest, że Kościół się odrodzi poprzez cierpienie jego wyznawców na skutek zewnętrznych prześladowań. Nie odrodzi się do momentu, kiedy Kościół (ze szczególnym uwzględnieniem Kościoła katolickiego) nie przyzna się do swych zbrodni, przestępstw i niegodziwości, których dokonywał i wciąż dokonuje, jednocześnie stosując mafijną zasadę omerty. Nie może odrodzić się instytucja, która jest sprawcą cierpienia jej wyznawców. I nic nie wskazuje na gotowość Kościoła do przepracowania wszystkich strasznych rzeczy, które uczynił bezbronnym ludziom. Bezbronnym w tym sensie, że nie potrafili i nie chcieli się bronić przed symbolem, który wydrukował w ich mózgach, że jest nietykalną świętością.
Gdyby jednak stał się cud i Kościół wyznał swe wszystkie winy, szczerze się pokajał, zadośćuczynił i stał się tym, czym teoretycznie jest – krzewicielem wiary opartej na pozytywnych wartościach, to stałby się niewielką grupką wyznawców wiary w to, że ludzie są równi. Gdyby wtedy stali się obiektem niezasłużonej i niesprawiedliwej krytyki lub ataków, lewica, zgodnie ze swymi przekonaniami, będzie takiego Kościoła bronić.
Ale nie wcześniej.