Prezydent Wołodymyr Zełenski ma swój rząd, zdecydowaną większość swoich zwolenników w Radzie Najwyższej i ciągle cieszy się w społeczeństwie ogromną popularnością. Ale jego wizje nowej polityki i rzeczywistego przełamania oligarchicznej rzeczywistości na razie nie spełniają się. Zamiast tego padają zapowiedzi całkowitej wyprzedaży tego, co jeszcze na Ukrainie nie zostało sprywatyzowane – przede wszystkim największego dobra państwa, jakim jest słynny ukraiński czarnoziem. A jeśli 70 proc. wyborców nadal ufa Zełenskiemu, to już ponad 80 proc. nie chce wyprzedaży ziemi ukraińskiej, zwłaszcza obcemu kapitałowi.

Czego zaś obywatele i obywatelki chcą? Życzenia przynajmniej dużej części z nich wyrazili niedawno robotnicy bankrutującej fabryki MIRO, zajmującej się produkcją konstrukcji metalowych i obróbką drewna. Niedawno wystosowali oni do prezydenta apel gorący i desperacji, o zakończenie konfliktu z Rosją i otwarcie tamtejszego rynku dla produktów z Ukrainy, gdyż ich fabryka upada nie z powodu złej organizacji czy niskiej wydajności, ale przez brak odbiorców. Tymczasem obiecane rynki zbytu na Zachodzie dla większości produktów ukraińskich pozostały mitem i pobożnym życzeniami kijowskich liberałów. Oczywiście załoga fabryki ze wschodu Ukrainy w publicznych mediach usłyszała ze strony wszystko wiedzących demoliberalnych fachowców (jak np. panowie Cybulko i Kowtunienko) słowa o „wolnym rynku”, narodowej dumie i zrozumieniu dla ofiar ponoszonych przez naród z racji agresji Rosji. Wnioski były proste i aż zbyt przypominające to, co wpajano niegdyś polskim pracownikom: jeśli fabryka nie daje sobie rady w wolnorynkowej przestrzeni, a kierownictwo nie jest rzutkie i przedsiębiorcze, to zakład musi upaść.

Czy na pokój na wschodzie Ukrainy jest szansa? Na razie Zełenski zgodził się podpisać tzw. formułę Steinmeiera, a nacjonaliści i radykałowie ruszyli do ataku na rząd i prezydenta. Deputowana partii Petra Poroszenki Europejska Solidarność Sofja Fiedunina stwierdziła, że Ukraina nie może się zgodzić na formułę, a autor projektu, obecny prezydent RFN, jest nie mniej ni więcej, a kukiełką Kremla.  Takie argumenty podczas poważnej, bo decydującej o pokoju czy wojnie debaty parlamentarnej dość jednoznacznie świadczą o jakości elit politycznych nad Dnieprem. Faktem jest jednak, że gdy analitycy zastanawiają się, czy zgoda Zełenskiego to krok taktyczny, czy poważny gest, przeciwnicy pokoju zaczynają już mobilizować się nie tylko poprzez oświadczenia i deklaracje, ale też na ulicach. Na pierwsze protesty przychodziło po kilkaset osób, dziś w Kijowie było 10 tysięcy – a to może być dopiero początek. Wszak istotą formuły Steinmeiera są zmiany w ustroju Ukrainy, specjalny status Donbasu, własne regionalne parlamenty na wschodzie i powszechna amnestia, a Ukraińcom wpajano przez ostatnie lata, że żadnego takiego ustępstwa być nie może.

Coraz mniej czasu również do 1 stycznia 2020 r. Wówczas mija termin realizacji umowy dostarczania gazociągami przez Ukrainę na Zachód – i dla samej Ukrainy – gazu przez Gazprom. Jeśli nie zostanie zawarte porozumienie, a rozmowy między Gazpromem a Naftohazem idą nader opornie, może zaistnieć sytuacja, iż z Rosji od stycznia 2020 gaz przez i na Ukrainę nie popłynie.

Do tego Wołodymyr Zełenski ciągle ma do rozwiązania dylemat związany z nieprzewidywalnym Donaldem Trumpem: ciągle nie podjął decyzji, jak się zachować w aferze z synem Joe Bidena, Hunterem, robiącym interesy na Ukrainie. Trump szuka w tej korupcyjnej oraz dyplomatyczno-politycznie mętnej sytuacji, typowej dla relacji USA z ich państwami-lokajami na całym świecie, haków na swego potencjalnego kontrkandydata podczas wyścigu do Białego Domu. Poroszenko „orientował się” wyraźnie na mocno rusofobiczne kręgi Partii Demokratycznej z Hillary Clinton i Bidenem na czele, Zełenski najchętniej odczekałby z zajęciem stanowiska do wyborów w USA. Znając wynik, wiedziałby, kto zagwarantuje mu dyplomatyczne wsparcie w przyszłości. Ale tyle czasu nie ma i nie jest tak, jak cieszy się wielu kijowskich komentatorów, piszących, że prezydent Ukrainy mając „haki” trzyma za żebra obu potencjalnych kandydatów do prezydentury amerykańskiej 2021-2025. Raczej to Ukraina stała się zakładnikiem rozgrywek wewnątrzamerykańskich elit politycznych, a czas nie działa na korzyść Kijowa. Poparcie z zachodu bardzo się Zełenskiemu przyda nawet nie w sprawie pokoju na wschodzie, co wtedy, gdy ludzie zaczną burzyć się i protestować w związku z wyprzedażą ziemi, nową falą likwidacji „nierentownych” zakładów i spadkiem poziomu życia. Być może rządzący w Kijowie po cichu liczą, że najbardziej niezadowoleni po prostu wyjadą szukać pracy za granicą i tym sposobem napięcia społeczne zostaną rozładowane. Ale to założenie może kiedyś ich zawieść…

patronite

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Dobrze że jest Strajk.eu bo można dowiedzieć się co na Ukrainie się faktycznie dzieje.Mainstreamowe media klepią wiecznie to samo. Dzięki.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Ruski stanął okoniem

Gdy się polski inteligencik zeźli, to musi sobie porugać kacapa. Ale czasem nawet to mu ni…