Już 400 górników bierze udział w podziemnym proteście przeciwko zamykaniu kopalń. Górnicy chcą, by rząd potraktował ich poważnie i stworzył plan transformacji dla Śląska i Zagłębia, zamiast w ekspresowym tempie odchodzić od węgla, nie proponując w zamian żadnych nowych miejsc pracy.
W poniedziałek 21 września pod ziemią protestowało 65 górników. Następnego dnia liczba ta sięgnęła setki. W środę po południu podziemny protest trwał już w dziesięciu kopalniach, a brało w nim udziało 400 robotników. Równocześnie żaden z zakładów nie przerwał wydobycia, dlatego związkowcy wolą mówić o proteście, nie strajku. Od pierwszego dnia również podkreślają: górnicy są naprawdę zdeterminowani, by bronić swoich miejsc pracy, dlatego zdecydowali się na formę walki, która jest wyjątkowo wyczerpująca, psychicznie i fizycznie.
– Panują tam zupełnie inne temperatury. Jeśli siedzą w przewiewie, to jest zimno. Jeśli nie, temperatury mogą być znacznie wyższe, niż na powierzchni – tłumaczył specyfikę podziemnego protestu Patryk Kosela, rzecznik prasowy komisji krajowej Wolnego Związku Zawodowego Sierpień’80 w rozmowie z money.pl. – Od początku protestu dbamy o to, żeby zapewnić protestującym opiekę lekarzy i żywność. Przy tej formie protestu można się spodziewać przypadków zasłabnięć czy omdleń.
Górnicy, którzy nie pozostali po zmianie pod ziemią, zamierzają również włączyć się w protest podczas wielkich manifestacji na powierzchni. Pierwsza odbędzie się w piątek 25 września o 15.30 w Rudzie Śląskiej, mieście kopalni Ruda z ciągami Halemba i Pokój, gdzie protest trwa od samego początku. Kolejną związki górnicze planują na 2 października w Warszawie. Na razie związki liczą jeszcze na konstruktywne rozmowy z rządową delegacją, która przybyła na Śląsk; nie ma w niej premiera Mateusza Morawieckiego ani wicepremiera Jacka Sasina. Mimo to szef śląsko-dąbrowskiej „Solidarności” ocenił, że wtorkowe negocjacje stały na wysokim poziomie. Jeśli jednak rozmowy nic nie dadzą, górnicy mogą zablokować wydobycie albo nawet przejść do podziemnego strajku głodowego.
Związki podkreślają również, że nie chodzi o uparte trzymanie się spalania węgla, ale o opracowanie planu: jak od niego odejść, by górnicy nie stracili z dnia na dzień zatrudnienia, co oznaczałoby katastrofę dla całych przemysłowych miast i regionów. Chcą przygotowania planu transformacji rozłożonego na dłużej, niż to zapisano w strategii energetycznej rządu, która zakłada zamknięcie większości kopalń już w ciągu najbliższej dekady – bez żadnego pomysłu, co zrobić z ludźmi, którzy dziś w nich pracują.
– Najliczniejsza grupa górników protestuje w kopalni Piast. To prawie 60 osób, w rudzkich kopalniach protestuje w sumie 65 osób. Spośród kopalń, które dołączyły w środę do akcji, największą liczba protestujących, 17 osób, przebywa pod ziemią w KWK „Bolesław Śmiały”. W czwartek do akcji mają dołączyć kolejne kopalnie – tłumaczył katowickiej Gazecie Wyborczej Grzegorz Podżorny, rzecznik prasowy „Solidarności” w regionie śląsko-dąbrowskim.