Hiszpańskie społeczeństwo zdało egzamin dojrzałości. Ostatnie wybory parlamentarne pokazały, że na Półwyspie Iberyjskim wyczerpał się kredyt zaufania dla rządzącej od ośmiu lat Partii Ludowej. Konserwatyści w porównaniu z poprzednimi wyborami stracili ponad 3,5 miliona wyborców, co oznacza, że nie będą w stanie uformować większości gwarantującej stabilne rządzenie. Wiemy również, że zakończyła się trwająca od 1982 roku hegemonia dwóch partii – ludowców i pseudosocjalistów z PSOE. Dotychczas taki duopol sprawnie kanalizował napięcia społeczne, generowane przez neoliberalną politykę gospodarczą. W ubiegły weekend pierwszą lewicową siłą w Hiszpanii została odwołująca się do oddolnego antykapitalistycznego ruchu partia Podemos. Elektorat lewicowy odpływa od PSOE, która – o czym warto pamiętać – została aktywowana w latach osiemdziesiątych za pieniądze Waszyngtonu, przerażonego wzrostem poparcia dla komunistów. Ta epoka już się zakończyła. Lewica odzyskała zdolność do reprezentowania wyzyskiwanych i upokorzonych „terapią oszczędnościową” pracowników.
W sytuacji realnego zagrożenia ze strony Podemos, wielki kapitał podjął próbę narzucenia języka wyrażania gniewu społecznego, który byłby dla niego bezpieczny i nie stanowiłby zagrożenia stabilności funkcjonowania obecnego ładu. Produktem tej logiki jest powstałe kilka lat temu ugrupowanie Ciudadanos (Obywatele). Według informacji udostępnionych przez haktywistów z grupy Anonymous, głównymi sponsorami tego tworu są największe hiszpańskie banki. Formacja, której liderem jest były członek Partii Ludowej Albert Rivera, aspiruje do roli antysystemowego ruchu społecznego. Sęk w tym, że w przeciwieństwie do Podemos, za tym marketingowym produktem nie stoi żadna realna siła społeczna. Ciudadanos w kwestiach gospodarczych proponują typowo neoliberalne rozwiązania, które doprowadziły do ruiny miliony hiszpańskich obywateli. Ich celem jest jednak przyciągnięcie wyborców rozczarowanych dotychczasową polityką – za pomocą obietnic bezwzględnej rozprawy z korupcją i odsunięcia od władzy skompromitowanych elit. Innymi słowy – winny nie jest system, lecz konkretne osoby. Wystarczy zatem wymienić tych ludzi, a wszystko będzie w porządku. Jest to sprzeciw wobec elity – ale niechętny wobec wszystkiego, co związane z jakąkolwiek lewicowością. Partia ta jest wspierana przez większość mediów głównego nurtu, które codziennie prezentują ją jako nową szansę w odróżnieniu od „radykalnego” i „komunistycznego” Podemos. Ciudadanos to najnowsza ofensywa oligarchów i przedstawicieli elity finansowej, która ma zapewnić, że nic się nie zmieni, poza odsunięciem od władzy kilku przegranych polityków.
Sprytne zagranie kapitalistów zostało jednak prawidłowo odczytane przez hiszpańskich obywateli. Społeczeństwo przy urnach obroniło swój interes klasowy. Ciudadanos w ostatnich dwóch dniach przegrali dwukrotnie – najpierw w dzień wyborów, kiedy otrzymali marne 13,9 proc., dające im 40 mandatów w parlamencie, potem – kiedy spalił na panewce ich plan utworzenia „wielkiej koalicji”, której celem była izolacja Podemos na scenie politycznej. W skład takiego sojuszu obok konserwatystów i Obywateli miała wejść również PSOE. Lider tej partii, Pedro Sanchez, na propozycję liberałów odpowiedział jednak „nie”. Decyzja ta pokazuje, że w Hiszpanii wiatr zmian zaczyna wiać z lewej strony, a koniunkturalista Sanchez dobrze to wyczuwa.
W kontekście wydarzeń na Półwyspie Iberyjskim warto spojrzeć na sytuację w Polsce, choć prowadzi to do dość ponurych wniosków. W obliczu załamania politycznej skuteczności Platformy Obywatelskiej (polskie PSOE) jako alternatywy dla PiS (tutejsza Partia Ludowa), alternatywą, która pojawiła się i zdobyła popularność w odpowiednim czasie, jest .Nowoczesna Ryszarda Petru. Napędzany przychylnością banków brand, który w Hiszpanii okazał się politycznym niewypałem, w pogrążonym w somnabulicznym transie fałszywej świadomości polskim społeczeństwie okazał się strzałem w dziesiątkę.