Październikowy „Playboy” prezentuje na okładce „Kobietę Nowej Ery” – moją ulubienicę Joannę Przetakiewicz. Okazuje się, że celebrytka wcale nie pokazała półnagich fotek powodowana pragnieniem atencji i próżnością, ani też chęcią podtrzymania zainteresowania mediów programem „Azja Express”, w którym obecnie występuje. Okazuje się, że pochopnie oceniłam panią Joannę – ona bowiem zapozowała… aby przełamać stereotypy!
„Wierzę, że rozpoczęła się era nowych kobiet i trzeba o tym głośno mówić” – powiedziała. – „To czas aby ostatecznie przełamać stare, nieaktualne i niesprawiedliwe schematy społeczne. Poruszać tematy tabu. Zaprzeczyć zakurzonym stereotypom. Tak, mówi się, że kobiety są dzisiaj wyzwolone, odważne i świadome. Z drugiej strony jest tyle rzeczy, których dojrzałej kobiecie nie wypada: nosić mini, zakochać się w młodszym mężczyźnie, pozować do nagiej sesji w >>Playboyu<<, kiedy kończy się 50 lat”.
W tej wypowiedzi kryje się tyle kuriozów, że sama nie wiem, od czego zacząć. Może od zadania naiwnego pytania, jaki do cholery stereotyp zostaje tu przełamany, skoro pozująca do zdjęć 50-latka nadal dzięki przeróżnym sztuczkom wygląda na nich na studentkę pierwszego roku? I poza jaki nieaktualny i niesprawiedliwy schemat społeczny wychodzi ta sesja? Bo fakt, że znani lub (i) zamożni ludzie pozostają dłużej obecni „w obiegu” seksualnym nie jest żadną nowością ani złamaniem tabu.
Ludzi wkurza, kiedy ktos uprzywilejowany mówi: „Czemu nie zaczniecie bawić się życiem? Możecie wszystko!”. Dla zaharowanych, zaniedbanych kobiet, które o sobie myślą na samym końcu, którym kupienie sobie nowych butów dyktuje konieczność, a nie pragnienie – wyliczone przez panią Przetakiewicz romans z młodszym czy naga sesja to fanaberie, pozostające w tyle za potrzebami pierwszego rzędu.
Rozumiem, co chciała w istocie powiedzieć Przetakiewicz: że słuszne i zbawienne jest przypominanie starszym kobietom o tym, że nie muszą zamykać się w domach i udawać, że po 50. zamieniły się w istoty bez płciowości, babcie, niańki, „staruchy”. Ale miałoby to sens, gdyby na okładce „Playboya” znalazłaby się zapracowana 50- lub 60-latka tuż przed emeryturą, matka „małej Róży” albo matka Dżesiki od 500 plus (piszę to zupełnie bez ironii). Wówczas moglibyśmy mówić o przełamaniu jakiegoś stereotypu i wypromowaniu wzorca Kobiety Nowej Ery. Ale kiedy próbuje nią być milionerka, doznajemy dysonansu poznawczego. Bo jak słusznie wytknął jej prezenter „DD TVN”: „Twoje życie różni się jednak od życia standardowych kobiet. Masz czas, żeby iść na siłownię, masz środki finansowe na to, żeby o siebie zadbać. A wiele kobiet po prostu nie stać na to, żeby wyglądać tak, jak ty. Sprzedajesz im świat będący totalnie poza ich zasięgiem”.
Ciekawa była odpowiedź Przetakiewicz na te zarzuty. „Czy to jest coś tak strasznie nieosiągalnego? Jeśli kobiety będą tak myśleć, to dramat”. Proponuję zejść na Ziemię i porzucić coachingową filozofię, która mówi, że jesteś odpowiedzialny za wszystko, co cię spotyka w życiu. Jest to, owszem prawda – o ile pominiesz okoliczności, w jakich się urodziłeś i wychowałeś, możliwości, jakie przed tobą postawiono i fakt, czy spotkałeś na swojej drodze na przykład Jana Kulczyka.