Obywatelki Argentyny od lat walczyły na ulicach o prawo do bezpiecznego przerwania ciąży. Prezydent Alberto Fernandez, ubiegając się o urząd, obiecał, że wniesie do parlamentu ustawę w tej sprawie. Dotrzymał słowa.
Do izby niższej argentyńskiego Kongresu wpłynął obiecany projekt, a właściwie pakiet rozwiązań prawnych. Ustawie, która zezwala na aborcję na żądanie do 14. tygodnia ciąży, towarzyszą bowiem propozycje regulacji obejmujących kobietę w ciąży oraz dziecko do trzeciego roku życia specjalną ochroną prawną. Prezydencki projekt zakłada, że kobieta nie będzie musiała podawać przyczyny, dla której chce dokonać aborcji, a placówka publiczna lub prywatna, do której się zwróci, będzie miała 10 dni na odpowiedź w sprawie terminu przeprowadzenia zabiegu. Równocześnie ustawa przewiduje klauzulę sumienia dla personelu medycznego. Po upływie 14. tygodnia legalne będzie tylko usunięcie ciąży, której kontynuowanie zagraża życiu kobiety, lub ciąży, która jest efektem zgwałcenia.
Prezydencki projekt, który był już gotowy pod koniec listopada, w pierwszej kolejności trafi do parlamentarnych komisji legislacyjnej, ds. różnorodności, zdrowia, prawa kryminalnego i kobiet. Każda zaopiniuje propozycje i zgłosi potencjalne poprawki przed sesją plenarną 10 grudnia, gdy o ustawie będzie dyskutować Izba Reprezentantów. Wnoszący projekt oraz działaczki kobiece, które od dawna walczą o przyjęcie podobnych regulacji, spodziewają się ostrej dyskusji. Prezydencki Front Wszystkich (Frente de Todos), szeroka koalicja kilkunastu ugrupowań od centrolewicy do komunistów, jest największą frakcją w izbie, ale do większości, która zapewniałaby wygranie głosowania i przekazanie ustawy do Senatu, brakuje mu kilkunastu głosów.
Potężna mobilizacja społeczna w sprawie aborcji miała miejsce w Argentynie w latach 2017-2018 r. Na ulice wyszły wtedy dziesiątki, a w szczytowych momentach setki tysięcy kobiet, by przypomnieć o swoich rodaczkach zmarłych wskutek zabiegów wykonywanych w podziemiu, upomnieć się o prawo do decydowania o własnym ciele. Projekt ustawy legalizującej aborcję w 2018 r., jeszcze za rządów neoliberalnego prezydenta Mauricio Macriego, zdobył poparcie w Izbie Reprezentantów, ale przepadł kilkoma głosami w Senacie. Pod koniec listopada swoich zwolenników i zwolenniczki mobilizowała również konserwatywna prawica. 29 listopada pod budynkiem parlamentu na wezwanie Kościoła katolickiego oraz lokalnych Kościołów ewangelikalnych zgromadziło się kilkanaście tysięcy przeciwników dostępu do aborcji.
Prawo aborcyjne w Argentynie, niezmienne od 1921 r., głosi, iż ciążę można przerwać tylko w przypadku, gdy życie lub zdrowie kobiety jest w niebezpieczeństwie, lub gdy do zapłodnienia doszło wskutek czynu zabronionego. Przeprowadzenie nielegalnej aborcji karane jest więzieniem (do 15 lat). Samodzielne wywołanie poronienia lub zgoda kobiety na to, by inna osoba wykonała u niej aborcję zagrożone jest karą do 4 lat pozbawienia wolności.