Site icon Portal informacyjny STRAJK

Kochanie, mam bombowy pomysł

Białystok, przeciwnicy Marszu Równości / fot. Piotr Nowak

Czym się zajmują w czasie wolnym od pracy polskie rodziny? Gotują, sprzątają, oglądają telewizje, doglądają dzieci, a kiedy te usną, oglądają pornosy. W sobotę chodzą na zakupy, w niedzielę do kościoła i do babci na słodkie. Chyba, że w sobotę wypadną dodatkowe obowiązki. Na przykład wysadzenie w powietrze grupy ludzi. Wtedy niedzielę spędzają w areszcie. Taki los spotkał „normalną rodzinę” z Lublina, która w składzie mąż i żona, w ubiegłym tygodniu wyprodukowała w domowym zaciszu bombę. Kilka pojemników z gazem, do których przymocowane były wojskowe petardy rodzinka planowała zdetonować na lokalnym Marszu Równości. Zamach został udaremniony przez policjantów. W ostatniej chwili – kiedy nasza rodzina przemykała już w tęczowym tłumie z zamiarem rozerwania go na strzępy.

Dlaczego, do cholery, polskie rodziny w październiku 2019 roku zajmują się terroryzmem? Czy to ta słynna „jesienna depresja”? A może to „wzmocnienie polskiej rodziny” o którym Kaczyński mruczy od lat czterech przynosi w końcu skutki, jakże bombowe? Zanim jednak liberałowie zakrzykną, że to pewnie 500 plus zaszumiało ślubnym z Lublina tak mocno, że postanowili urządzić krwawe bachanalia, chciałbym wyjaśnić, na jakim gruncie wykiełkował pomysł na polodżihad.

Nie wiem, czy zauważyliście, ale od kilku lat w TVP i w innych prawicowych mediach nikt już nie mówi o uchodźcach. Nagle przestali nam zagrażać. Gdzieś zniknął potwór ideologii dżender. Nawet wilki jakby rzadziej obgryzają obywateli Polski powiatowej. Miejsce starych strachów zajął jeden wszechpotężny, integrujący antykomunizm i gomułkowski lęk przed zachodnim zepsuciem. Na imię mu LGBT. Od trzech lat telewizja Kurskiego wbija ludziom do głów, że zagrażają nam lesbijki, geje, biseksi i transi. Zatroskane mordy Rachonia, Ziemkiewicza i Ogórek opowiadają o zniszczeniu tradycyjnej rodziny, pluciu na wartości, indoktrynacji i przymusowej masturbacji dla najmłodszych.

Żeby stać się terrorystą wystarczy wierzyć w bardzo realne zagrożenie, czuć się żołnierzem na wojnie, obrońcą tego, co najważniejsze i najbliższe. A rodzina dla większości w tym kraju jest wartością nadrzędną. Obywatel po przeczytaniu wSieci, DoRzeczy, Gazety Polskiej, Tygodnika Solidarność oraz zapoznaniu się z takimi samymi informacjami w Teleekspresie, Panoramie i Wiadomościach może poczuć się osaczony. „Chcą nas zniszczyć” – myśli. „Nie możemy na to pozwolić” – podpowiada mu Jarosław Kaczyński.

Któregoś dnia taki obywatel widzi plakat Marszu Równości. Ale równie dobrze może być to zapowiedź spotkania z Czarzastym,  Zandbergiem albo dyskusja na temat aborcji. Bo skoro mamy wojnę, to powinniśmy bić wszystkich żołnierzy wroga. Sygnał do ataku na LGBT jest zawołaniem do wojny przeciwko lewicy, uderzeniem w egalitarne wartości, bo te przedstawiane są jako zagrożenie.

Postępuje radykalizacja. Najpierw były słowa. Szczucie, budowanie świadomości zagrożenia, dehumanizacja. Potem  katowali kobiety i młodych chłopaków w Białymstoku. Byłem tam i słuchałem. Mówili językiem „Wiadomości”. Dokładnie te same słowa „wara od naszych dzieci”. Teraz nie biją, ale zaczęli podkładać bomby.

Wiecie, kto organizuje najwięcej zamachów terrorystycznych w USA? Muzułmanie? Meksykanie? Lewacy? Aktywiści LGBT? Nie, działacze pro-life i wyznawcy separatyzmu białej rasy. Im też ktoś nałożył do głowy, że dokonuje się holocaust zarodków i cywilizacji białego człowieka. U Wuja Sama kałacha można kupić w supermarkecie, więc instrumenty do wyrażania sprzeciwu są w zasięgu ręki. U nas trzeba się trochę bardziej napracować. Pewnie dlatego masakra w Lublinie nie zakończyła się powodzeniem. Niestety, nie ma żadnej gwarancji, że nie będzie kolejnego podejścia.

 

Exit mobile version